Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wszystko i nic. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wszystko i nic. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 października 2015

Plany blogowe



Na początek małe wyjaśnienie. Przez ostatnich kilka miesięcy moim jedynym priorytetem było zdrowie.
Szukanie przyczyn i czekanie w długich kolejkach do lekarzy jest niezwykle czasochłonne i męczące.
Stąd bardzo mało czasu spędzałam w świecie wirtualnym, a na bloga nie miałam wcale siły.
Tak. Tęskniłam i nawet kilka razy zbierałam się żeby napisać kilka słów, ale nic z tego.

Z drugiej strony ten czas przyniósł kilka ciekawych pomysłów dotyczących bloga, które zamierzam powoli wprowadzać. Książki i jedzenie pozostaną głównymi kategoriami na blogu. Na pewno pojawi się więcej muzyki i filmów.  Swoje miejsce znajdą także relacje różnego rodzaju wydarzeń.


niedziela, 1 marca 2015

Ugotowani bez kamer

Dobrze czasem wyjść z internetów, poznać innych blogerów i przy okazji zjeść coś dobrego.


Jakiś czas temu Marta z bloga Lodówka Otwarta wyszła z inicjatywą integracji lokalnych blogerów kulinarnych. Według pierwszego założenia całość jest inspirowana popularnym formatem telewizyjnym.
Pomysł swoje odczekał aż w końcu wczoraj w bardzo kameralnym gronie (blogerki sztuk dwie) udało nam się spotkać.


Gospodynią była Marta.
Przywołując zbliżającą się powoli wiosnę motywem przewodnim wieczora był kolor zielony, który zdominował większość potraw.
Mniej oficjalnym motywem była kuchnia azjatycka. Kokos, curry i dobrze skomponowane przyprawy podkreślały charakter każdego dania.


Kolacja zaczęła się od przystawki złożonej z domowego chleba i pasty z ciecierzycy. Do tej pory robiłam podobną pastę z soczewicy więc było to dla mnie ciekawe porównanie smaków.

Następny w kolejce był krem brokułowy. Łagodnie zielony kolor i intensywnie pikantne wnętrze. Moje zimowe zupy krem są pełne imbiru i chili więc takie połączenie mi bardzo odpowiada.

Daniem głównym była sałata ;) z dodatkiem kurczaka curry i kuskusu. Lekkie, wiosenne, energetyczne danie.

Moim hitem wieczoru był deser: domowe lody o smaku matcha z kokosową nutą. Pyszne, kremowe i w ogóle ą ę (poproszę o przepis).


Poza dobrym jedzeniem było dużo rozmów o kuchni, kulinarnych hitach i wtopach, Japonii, Murakamim i kotach.

Ogólnie wieczór bardzo na plus. Tylko szkoda, że w tak małym gronie. Ale mam nadzieję, że to kameralne spotkanie to tylko początek i stopniowo olsztyńscy blogerzy kulinarni będą się coraz bardziej integrować.
Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie i do następnego razu.


I tak na koniec. Co robią blogerzy kulinarni gdy spotkają się przy jednym stole?

Zdjęcia. Licząc na to, że jedzenie nie ostygnie/roztopi się.

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajkowa playlista

Buty

6 grudnia. Mikołajki.


Coraz bardziej czuć świąteczną atmosferę.

W miastach zaczynają się pojawiać kolorowe lampki i choinki.


Wszystkie buty i skarpety już wypełnione przedświątecznymi drobiazgami.
Listy do św. Mikołaja wysłane.


Już za chwilę nasze kuchnie wypełnią się aromatem pomarańczy i korzennych przypraw.


A w radio jak co roku będzie królować Last Christmas.
I z tej okazji przygotowałam zestaw swoich ulubionych grudniowo - świątecznych piosenek. Nie będzie do końca typowo. Może odrobinę bardziej romantycznie, nostalgicznie i rodzinnie.

Miłego słuchania.


wtorek, 28 października 2014

Muzyka do podboju świata

Poniedziałek. Godzina 23:30. Wszyscy poszli spać, a mnie roznosi energia. Wygrzebałam jedno z najbardziej uśmiechniętych zdjęć i piszę z myślą o jutrzejszym poranku/dniu.

Październik już od kilku lat jest dla mnie najintensywniejszym miesiącem w roku. W tym roku jest podobnie, a nawet jeszcze intensywniej. Początek roku akademickiego... zajęcia, komisja stypendialna, całe to zamieszanie. Zeszłotygodniowy Festiwal do Czytania, w sumie tylko przelotem. Sporo czasu spędzonego na filozoficznych dyskusjach z Przyjaciółmi. Dużo inspirujących spotkań. Dzisiejsze pierwsze spotkanie Geek Girls Carrots w Olsztynie.
Te wszystkie drobne i niby niepozorne sprawy, składają się w wielką całość, która niesamowicie motywuje i dodaje wiary w siebie. Już któryś z kolei dzień budzę się z przeświadczeniem, że jeśli tylko zechcę mogę zrobić wszystko. I jak to zwykle u mnie w tle gra (niekoniecznie cicha) muzyka.


środa, 8 października 2014

#BlogerKsiążkiChowa

Hej.

Dziś przyszła moja kolej na schowanie książki w ramach II Festiwalu do Czytania.

Nadaję do was z miejsca, w którym właśnie schowałam książkę.


Zamiast wierszyka opowiem wam historię.


Jest w Olsztynie takie magiczne miejsce... Ciche i spokojne.
Na ogół mniej znane, bo na granicy dwóch "sypialnianych" osiedli.
Przy jednym ze skrzyżowań przytulone stoją kościół i szkoła.
Tuż przy nich maleńki stawek i park.
A jeśli w nim przysiądziesz to okoliczne drzewa opowiedzą Ci wiele ciekawych historii.

czwartek, 11 września 2014

Książki, które mają wpływ na moje życie


Od jakiegoś czasu po internecie krąży zabawa polegająca na utworzeniu listy dziesięciu książek, które na nas wpłynęły/utkwiły w pamięci/zrobiły na nas wrażenie...


Podwójna nominacja (Karolina, Marcin dzięki) w ciągu niecałych trzech dni więc trzeba było zabrać się za stworzenie mojego prywatnego Top 10.


I tu zaczęły się schody. Jako szanujący się mol książkowy, powoli dążący do 1000 przeczytanych książek, miałam nie lada problem, żeby wybrać tylko te 10.


Jednak po burzliwych obradach jury w składzie ja, ja i ja wybrało 10 książek, które mają wpływ na moje życie. Oto one (kolejność przypadkowa):

1. Paolo Giordano - Samotność liczb pierwszych
Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie.
Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych,
ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami,
ale mają w sobie coś, co różni je od innych.
To liczby podejrzliwe i samotne...
Książkowa miłość absolutna. Od pierwszego do ostatniego zdania.
Po prostu. I to nie tylko dlatego, że jestem matematykiem i przy okazji fanką liczb pierwszych.

2. Jay Asher - Trzynaście powodów
Mimo różnych opinii o Trzynastu powodach jest to książka, która niezmiennie rozbija mnie na milion kawałków i składa na nowo. Nie każdemu się spodoba, ale warto ją poznać.

3. Torey Hayden - Dziecko
Jedna z tych książek, które po przeczytaniu zostają dość długo w głowie.

4. Bolesław Prus - Lalka
Tak wiem. Taki wybór nie jest oczywisty, ale Lalka jest jedną z moich ulubionych lektur szkolnych.
I do tej pory powtarzam (teraz bardziej w formie anegdoty), że "nie ma to jak iść na maturę będąc przygotowanym tak naprawdę z jednej lektury i w nią trafić".
Tak, Lalkę miałam w małym palcu.
Tak, moje wypracowanie maturalne dotyczyło Lalki (i nawet byłam w stanie powiedzieć ile akapitów było wyciętych w cytowanym fragmencie).

5. Christiane F. - My dzieci z dworca Zoo
Wydaje mi się, że w życiu większości młodych ludzi przychodzi taki moment, w którym spotykają się z literaturą dotyczącą narkomanii. Pamiętnik narkomanki, Ćpun, Hera moja miłość... Jeszcze długo mogłabym wymieniać tytuły o różnego rodzaju uzależnieniach (bo do tej pory zdarza mi się sięgnąć po książkę o podobnej tematyce), ale to "dzieci" były pierwsze i stąd ich miejsce na liście.

6. Judy Budnitz - Gdybym Ci kiedyś powiedziała
Książka, którą bardzo przeżywałam czytając ją jakieś 8 lat temu. I od tamtej pory chcę ją mieć na swojej półce, żeby móc się nią delektować.
Książka, której tak naprawdę nie da się opisać, bo nieważne, co się powie i tak się spłyci treść.

7. Erica Bauermeister - Szkoła niezbędnych składników
Pozornie zwykłe czytadło, ale to chyba najbardziej apetyczna książka jaką czytałam. Pełna smaków, zapachów i nie do końca klasycznie przedstawionych przepisów. Niezmiennie inspiruje mnie kulinarnie. I już poluję na opis kulinarnych przygód kolejnych uczniów tytułowej szkoły.

8. Bohdan Butenko - Wesoła gromadka

Słuchajcie, dzieci, uczcie się,

jak to niegrzeczynym bywa źle!

Jeden z hitów dzieciństwa. Retro książka, a właściwie komiks opowiadający, co może grozić dzieciom za psoty i nieposłuszeństwo.

9. Nancy H. Kleinbaum - Stowarzyszenie umarłych poetów
O Kapitanie, mój Kapitanie...

10. Jean Webster - Tajemniczy opiekun
Była Ania, Pollyanna, Emilka i wiele innych dziewcząt, ale to właśnie Agata Abbott była idolką mojego dzieciństwa. Do tej pory z uśmiechem na ustach wracam do jej listów do Ojczulka-Pajączka-Długonóżka.
No OK. Do innych książek z dzieciństwa też wracam...



Na zdjęciu stosik z dziesięciu książek, tych z listy i tych, które prawie na nią trafiły.
No bo Władca Pierścieni, hobbici, elfy i cała reszta cudowności...
No bo Dzieci z Bullerbyn, pierwsza książka, którą pamiętam...
No bo twórczość Matthew Quick'a... i już z niecierpliwością czekam na jego kolejne książki...
No bo Księgi..., z którymi spędziłam sporo dzieciństwa...
No bo Zerko i cała reszta książek matematycznych, w tym momencie bardzo specjalistycznych...
No bo Po zmierzchu, które jest tak inne i jednocześnie tak normalne...
No bo jest przecież tak wiele książek...


A moje nominacje w poście na facebook'u.

czwartek, 26 czerwca 2014

Liebster Blog Award


Tytułem wstępu...
ta notka leżała u mnie na komputerze już od dobrych dwóch miesięcy i jakoś nie mogłam się zebrać żeby ją skończyć i znaleźć blogi, które mogłabym nominować. Ale skoro są odpowiedzi, to będą same odpowiedzi.



No i stało się. Ula z Pełnego zlewu pacnęła mnie w łepetynkę, że nominowała mnie do Liebster Blog Award. Nie spodziewałam się, bo ja cały czas twierdzę, że ja to taki jeszcze malutki bloger jestem.

Ale do rzeczy:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Skoro są pytania to trzeba by na nie odpowiedzieć...

1. Książka, przez którą pierwszy raz zarwałaś noc?

Zarwanie nocy jest ciut niewymierne bo zdarza mi się dla jakiejś książki zarwać dzień i pozwoliłam sobie wprowadzić tu dodatkowe kategorie.
Pierwsza książka, która ukradła mi kilka dni z życia:
J.R.R.Tolkien - Władca Pierścieni
Spałam jak już koniecznie musiałam, jadłam jak kazali i czytałam, czytałam, czytałam... Całość w niewiele ponad tydzień.
Pierwsza książka, którą po prostu musiałam przeczytać w ciągu nocy:
Paulo Coelho - Weronika postanawia umrzeć
Dawne, dobre czasy... Szalone lata nastoletnie, gdzie podczas jednego z wyjazdów nagle wszyscy chcieli przeczytać tą książkę i wypadało około 12 godzin na osobę... i mi przypadła noc.
Pierwsza książka, która przez którą faktycznie zarwałam noc:
Vanessa Diffenbaugh - Sekretny język kwiatów
Książka, która zawładnęła mną od pierwszej strony... złapała i już nie puściła. A że zaczęłam ją czytać wieczorem, to noc zrobiła się jakaś taka krótka.
W sumie mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale chyba te trzy wystarczą.

2. Herbata z mlekiem czy kawa bez cukru?

Jak już to kawa bez cukru, bo zawsze ją można dosłodzić, np. krówkami. A tak naprawdę, to najchętniej herbata, zielona, bez niczego, w ilościach ostatnio hurtowych.

3. Słowa, których nie cierpisz?

Hmm... chyba nie ma jako takiego jednego słowa, które szczególnie by mnie denerwowało. Ale po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że bardzo denerwują mnie zdrobnienia typu pieniążki, chlebek itp. Dla mnie pieniądze to pieniądze i tyle.

4. Twoje ulubione zajęcie domowe?

W moim wypadku oczywistym wyborem wydaje się gotowanie, ale jak dla mnie jest to zabawa. I może to zabrzmi dziwnie, ale uwielbiam myć okna. Jak jest odpowiednia pogoda to nawet się można przy okazji poopalać. Poza tym w moim prywatnym top 3 są jeszcze koszenie trawy i szeroko pojęte psucie (typu rąbanie drewna).

5. Twoje marzenie o szczęściu?

Szczęścia się nie definiuje, ono po prostu jest.
Patrząc na to, co (i ile) ostatnio dzieje się w moim życiu to powyższa linijka jest dla mnie jak motto. Staram się nie marzyć i nie planować tylko cieszyć się każdą chwilą i czerpać z niej jak najwięcej.
Poza tym jak już coś zaplanujemy, to przeważnie jakiś kawałek reszty świata spieprzy nasz idealny scenariusz.

A jak już mówimy o jakimś konkretniejszym marzeniu, to chciałabym móc za kilka lat powiedzieć, że cieszę się, że dokonałam takich, a nie innych wyborów i że jestem w takim, a nie innym miejscu, wśród ważnych dla mnie ludzi i robię to, co zawsze chciałam robić.

6. Co wzbudza u Ciebie obsesyjny lęk?

Niestabilne, moim zdaniem, konstrukcje. Boję się wind starego typu, bo jak byłam mała, to pamiętam całą serię wypadków z zaciętymi windami. Panicznie boję się mostów, bo widać szpary między deskami i zawsze mam wrażenie, że przez taką dziurę gdzieś spadnę. A chyba najbardziej boję się drabin i konstrukcji typu wieże widokowe, które mają mega dużo schodów i wydają mi się strasznie niestabilne.
Staram się z tym walczyć, ale bywa ciężko. Szczególnie jak muszę przejść po moście na Wiśle, wdrapać się na jakiś punkt widokowy czy wnieść coś po drabinie na stryszek.
A co śmieszniejsze jakoś łażenie po drzewach mnie nie przeraża.

7. Dar natury, który chciałabyś posiadać?

Jeśli zdefiniujemy dar natury jako umiejętność/cechę jakiegoś zwierzęcia lub rośliny to chciałabym być kameleonem. Myślę, że to byłby dość ciekawy i oryginalny sposób poznania drugiego człowieka. Tak wtopić się w otoczenie i obserwować, co dana osoba lubi czym się zajmuje. To byłoby bardzo inspirujące doświadczenie.

8. Kim lub czym chciałabyś być, gdybyś nie była tym, kim jesteś?

Lubię swoje życie i podejrzewam, że moje wybory prędzej czy później doprowadziłyby mnie do tego miejsca, w którym teraz jestem.
Ale gdybym miała jeszcze raz wybierać: to na pewno nie zrezygnowałabym tak łatwo ze śpiewania i bardziej walczyłabym o to, żeby odległość nie miała wpływu na moje relacje z trójką moich przyjaciół. I przede wszystkim cały czas chcę być po prostu sobą.

9. Kiedy kłamiesz?

Staram się być zawsze szczera, nawet jeśli ma to kogoś zaboleć. Chociaż jeżeli bardzo zależy mi na jakieś relacji, a nie do końca jestem pewna czy tego samego oczekuje druga strona, to jestem wtedy dość wycofana. Nie mówię wtedy całej prawdy i część rzeczy ukrywam, więc to chyba też liczy się jako kłamstwo.
No i oczywiście kilka razy zdarzyło mi się naściemniać na jakimś egzaminie albo przy odpowiedzi. Tak żeby zagadać/zamaskować niedouczenie.

10. Słowa, których nadużywasz?

Zamiast słów ostatnio nadużywam różnego rodzaju określeń dźwiękonaśladowczych typu pfff, łoohooo itp. Poza tym jak się wkurzę to używam "poetyckiego" określenia kurza dupa. A w sytuacji wystąpień publicznych znajomi zwrócili mi uwagę, że jak się zamotam sama ze sobą to mówię co by tu jeszcze powiedzieć.

11. Jaki jest obecny stan Twojego umysłu?

Szeroko pojęty chaos... robię dużo różnych rzeczy, kilka innych mam w planach. Do tego jeszcze przydałby się czas na tak zwany czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Chaos bierze się z tego, że muszę jakoś ogarniać cały swój świat i jeszcze kilka rzeczy dookoła. Wartościowanie i ustalanie kolejności działania wyzwala we mnie bardzo dużo kreatywności. I im więcej do ogarnięcia, tym zabawniej.

Tak. W mojej głowie zdecydowanie jest chaos, ale taki pozytywny. Lubię go.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Dlaczego pisarz nie pisze chociaż powinien

Jak to ostatnio w moim przypadku wszystko co "złe" to Ula z Pełnego zlewu... Znaczy "zmusza" mnie kobieta do różnych kreatywnych rzeczy. Tym razem padło na historię pisarza, który nie pisał.
Miłego czytania.




Nie tak dawno temu i nawet całkiem blisko, bo tu w Olsztynie, żył sobie pewien bardzo znany pisarz. W swoim dorobku miał już wiele popularnych powieści, których napisanie przyszło mu niezwykle łatwo. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. 
Ta książka miała być wyjątkowa i magiczna. 
To była urodzinowa bajka dla jego ukochanej siostrzenicy. Nawet nie przypuszczał, że pozornie mała książeczka przysporzy mu aż tylu problemów.

Już od ponad tygodnia siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, a i tak nie udało mu się napisać ani słowa. Wcześniej próbował już chyba wszystkiego: zwiedzał swoje miasto, zarówno za dnia jak i nocą, szukał inspiracji w literaturze dziecięcej, a właścicielka kamienicy, w której mieszkał bezterminowo dała mu klucze na poddasze, żeby mógł w spokoju pisać.

Wszystko na nic. Był coraz bardziej sfrustrowany i zniechęcony. A czas zdawał się płynąć coraz szybciej.

Wtem pewnego ranka usłyszał dzwonek do drzwi. Kto u diabła chciał coś od niego o tak barbarzyńskiej porze. Zdenerwowany podszedł do drzwi z zamiarem przegonienia intruza. Jakie było jego zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi zastał tylko niewielką paczkę z napisem „Przeczytaj mnie, a czeka Cię wielka niespodzianka”. Zaintrygowany zaczął rozpakowywać zawiniątko. W środku była książka, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Stara skórzana oprawa, misterne metalowa okucia i wręcz hipnotyzujący tytuł  KSIĘGA ZAPOMNIANYCH MARZEŃ SENNYCH. Była przepiękna.

Czytanie takiej książki wymaga specjalnej oprawy – pomyślał. Zaparzył dzbanek mocnej kawy i tak przygotowany udał się na poddasze. Cóż za przyjemność oddać się lekturze w letni poranek, przy szeroko otwartych oknach. Szczególnie, że lektura okazała się bardzo wyjątkowa. Każda strona przenosiła go do coraz to nowego świata.

Księga pochłonęła go do tego stopnia, że nie zauważył nadciągających ciemnych chmur. Burza przyszła nie wiadomo skąd i pech (a może przypadek) chciał, że jeden z piorunów trafił w okucia książki, dotkliwie rażąc pisarza.

Kiedy się ocknął było już ciemno, na domiar złego książka zniknęła. Niepewnym krokiem ruszył do swojego mieszkania. To, co tam zastał, przeraziło go. Wszędzie panował niesamowity bałagan. A na dokładkę z kuchni dochodziły dziwne dźwięki. Źródło dźwięku zaskoczyło go jeszcze bardziej. W jego, zazwyczaj pustym, zlewie siedziały dwa biało – czarne koty. Ale to nie były takie zwykłe dachowce. Czarne łaty na ich futrze tworzyły litery, a nawet całe wyrazy, które koty wzajemnie czyto – miauczały. Do kompletu na podłodze siedział pies. Był jasnobrązowy, tylko wokół oczu miał ciemne obwódki wyglądające jak okulary. Gdy tylko koty zaczynały swoje czytanki od razu na nie warczał, niczym groźny bibliotekarz uciszający niesforne dzieciaki.

Muszę się wydostać z tego koszmaru – pomyślał przerażony pisarz. Zaczął biec przed siebie i…

…obudził się na podłodze poddasza. Kawa zdążyła już wystygnąć, a koło niego leżał zwykły zeszyt. Pospiesznie wrócił do mieszkania i zaczął opisywać historię dwóch książko – kotów i pilnującego ich psa – bibliotekarza. A wszystkie ich przygody działy się w światach pogubionych marzeń sennych. 

wtorek, 18 lutego 2014

Pierwsze urodziny bloga



Wow. Strasznie szybko zleciało te dwanaście miesięcy.
Przecież dopiero "chwilę" temu spontanicznie zakiełkowała w mojej głowie myśl, że jednak znowu chcę pisać bloga.

Po tej myśli pojawił się Kufer wypełniony po brzegi książkami i smakołykami.

Było sporo wzlotów i kilka potknięć (bo upadki to raczej nie były).

Pojawiły się pierwsze malutkie sukcesy i dobre słowa, które napędzają do dalszego działania. Blog miał od dziś nieco inaczej wyglądać, ale studia i wszechogarniający niedoczas trochę pokrzyżowały moje plany.

A na najbliższy rok życzę sobie zapału do pisania, dobrych książek i inspirujących przepisów.

wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie literackie 2013

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy bardzo dobrze mi się czytało. Duży wpływ miał na to mój plan zajęć, który pozwalał na spędzenie popołudnia tylko i wyłącznie z książką.

Przybyło mi 162 przeczytane książki. Taki imponujący wyniki, w dużej mierze zawdzięczam temu, że w tym roku o wiele lepiej czytało mi się cienkie książki. Około połowa z tegorocznych książek miała nie więcej niż 250 stron.

W sumie przeczytałam 41900 stron, z których 1160 miało formę audiobooka. Na książkę przypadło średnio 259 stron. Najcieńszą tegoroczną książką była "Ewangelia według Artema" autorstwa Dmitrija Glukhovskiego i liczyła zaledwie 16 stron. Dla równowagi, najgrubszą książką było "1001 wynalazków, które zmieniły świat" pod redakcją Jacka Challonera, która liczyła aż 960 stron.

Zdecydowaną większość przeczytanych w tym roku książek, stanowiła literatura zagraniczna. Z polskiej literatury udało mi się przeczytać kilka ciekawych pozycji i spodziewam się, że w przyszłym roku będzie ich więcej.
Jak co roku, część z przeczytanych książek stanowiły wydawnictwa specjalistyczne, które są mi potrzebne na studiach.

Jakiś czas temu postanowiłam czytać sto stron dziennie - codziennie. Czasami udawało się więcej, czasami mniej. Ostatecznie dziennie czytałam średnio prawie 115 stron.

I na koniec moje zupełnie subiektywne top 9 książek przeczytanych w 2013 roku. Kolejność książek (prawie) losowa.



I oby przyszły rok był równie owocny książkowo.


Okładki pochodzą, ze stron wydawnictw.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Literacka gra miejska

Dochodzi 20:55. Jakąś godzinę temu wróciłam do domu. Siedzę nad drugim kubkiem zielonej herbaty i chcę wam w ten chłodny wieczór na gorąco zrelacjonować pierwszy dzień Literackiej Gry Miejskiej


Od dziś do 16 grudnia można polować na różne ciekawe słowa, które mają stać się inspiracją do stworzenia kryminalnego opowiadania z Olsztynem w tle, a może też w roli głównej... Jak kto woli.

I najbardziej chciałabym się skupić na tym dziś. Jeszcze przed rozpoczęciem całego zamieszania, jak zwykle niezawodna Ula, od słowa do słowa skompletowała drużyno-zespoło-wycieczkę do odkrywania tajemniczych miejsc i słów.

Wszystko zaczyna się w Planecie 11. Skromnie na ladzie stoi takie niepozorne pudełeczko pełne magicznych słów i do tego są jeszcze karty gry. A na tej karcie wstęp do historii jesiennego, deszczowego Olsztyna, tajemniczego Mężczyzny ze zdjęciem i Niny W. I w tym momencie zaczyna się zabawa. I nawet taki prosty matematyk jak ja, może puścić wodze fantazji i przenieść się do świata kryminałów.


Moje pierwsze słowo okazało się bardzo intrygujące. Historia kobiety i mężczyzny i perfumy. Wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych możliwych obrotach i już powoli pojawił się jakiś pomysł, a zaraz potem drugi, trzeci i kolejne. Matematycznie i skrótowo zdążyłam tylko zapisać kilka haseł i już trzeba było ruszyć po kolejne inspiracje. Każde kolejne słowo/zwrot było coraz ciekawsze. I pamiętajcie jak będziecie losować swoje słowa sięgajcie do samego dna pudełka, bo tam kryją się prawdziwe perełki. A z tego co mi się wydaje większość nie przekopuje się do tych skarbów.

Po starcie w Planecie każdy ma pełną dowolność i sam może wybrać jaką ścieżką będzie szukał inspiracji. Nasza mała grupka ruszyła raźnie przed siebie i po kolei odwiedzaliśmy wszystkie miejsca. W moim wypadku z wizyty na wizytę pojawiało się coraz więcej pomysłów. I wcześniejsze koncepcje samoistnie się rozmywały. Na koniec na mojej karcie był jeden wielki chaos. A teraz na spokojnie mogę zastanowić się co tak naprawdę spotka bohaterów.


A dziś na trasie wycieczki było podwójnie ciekawie, bo w trzech miejscach na pragnących wrażeń graczy czekali: Paweł Jaszczuk, Mariusz Sieniewicz i Tomasz Białkowski. I poza losowaniem można było przysiąść i porozmawiać, poszukać inspiracji. Przy tych rozmowach czas leciał jakoś tak o wiele szybciej, a na koniec w dwóch miejscach czekały na nas miłe niespodzianki w postaci książek.


Ale takie niespodzianki to tylko dziś. Kogo nie było niech żałuje.
Kolejna literacka niespodzianka czekała na wszystkich w Filii nr 1 MBP. Komu udało się tam dotrzeć ze swoją wersją opowiadania mógł spotkać taki mały stoliczek pełen kryminałów w stylu retro.


Najpierw zauroczył mnie tytuł, a zaraz potem urzekło mnie pierwsze zdanie...

W pięć godzin po znalezieniu w piwnicy zdewastowanej willi nad Wannsee zwłok dziewczyny
Katarzyna Ledermacher rozpoczęła urlop.

...i nie było innej opcji. Książka została u mnie na stałe.
 A jeżeli jakiś fan takich retro kryminałów miałby ochotę przygarnąć kilka takich książek, to Pani Bibliotekarka powiedziała, że odstąpi je za jakąś symboliczną kwotę. Z tego co widziałam, to zdecydowanie warto.

A teraz wracam do szlifowania historii z dreszczykiem. I do zobaczenia gdzieś na trasie.



P.S. Czytnik-czytajnik i jego brat Kryminałek pozdrawiają.








niedziela, 29 września 2013

Babciu ja nie chcę! Powiem o wszystkim mamie!

Oryginalna data publikacji 11.09.2008



Obrazek podpatrzony w ośrodku zdrowia zwanym również przychodnią.

Siedzę w kolejce do pana doktora [bo moja pani doktor ma wolne] i (nie)klasycznie się nudzę [bo wysyp ludzi jakiś był]. Prawie już zasypiam na niezwykle niewygodnym poczekalnianym krześle, aż w pewnym momencie wchodzi kobieta z dwójką małych dzieci: dziewczynka około 5 lat i chłopczyk jakieś 3 i pół roku.
Z zaszłyszanej rozmowy wynikało, że w/w dzieci to wnuki tej pani, a ich mama czeka w kolejce u dentysty więc one przyszły z babcią do babcinego doktora.

Po jakichś 5 minutach kręcenia się bez celu, dziewczynka podeszła do babci z bananem w ręku i poprosiła o obranie. Babcia z chęcią obrała wnuczce owoc i oddając przykazała podzielić się z bratem. Na co mała stanowczo odpowiedziała nie.
I wtedy dopiero się zaczęło.

Babcia zaczęła pocieszać wnuczka, że jak wyjdą to kupi mu banana. Tylko jakimś dziwnym trafem nie zauważyła, że chłopcu jest wszystko jedno i zupełnie mu nie przeszkadza, że nie dostał banana. Wtedy do akcji przyłączyły się pozostałe panie siedzące w poczekalni. Naskoczyły na dziewczynkę, że jeśli nie podzieli się z bratem to jej go zabiorą. [To wstyd tak santażować dziecko.] W akcie desperacji i przerażenia dziewczynka, ku radości zgromadzonych pań, dała gryza bratu. Pociągnęło to za sobą dlasze namawianie dziewczynki do podzielenia się bananem oraz krytykę sposobu w jaki chłopiec został nakarmiony.
`Daj jeszcze bratu.` `Chodź babcia odłamie kawałek, bo tak będzie wygodniej.` itp. itd.

W tym momencie dziewczynka ze łzami w oczach krzyknęła: `To JA dostałam banana. Powiem wszystko mamie.` i uciekła w stronę poczekalni dentystycznej.

A babcia zamiast gonić wnuczkę, weszła do gabinetu, żeby kolejki nie stacić.
I jak to o niej świadczy?

Z żalem muszę przyznać, że takich babć jest coraz więcej.
Znaczy ja coraz więcej takich babć widzę.

Bo moja babcia była inna. Nie zmuszała mnie do niczego, czytała bajki i była taką prawdziwą babciowatą babcią, a nie tworem robiącym małego, sztywnego `ideała`.

…też powiem o wszystkim mamie

środa, 24 kwietnia 2013

Książkoholizm stosowany...

...czyli słów kilka o Światowym Dniu Książki


Tak wiem. To odrobinę przewrotne, że wczoraj była recenzja, a dziś będzie o dniu wczorajszym. Ale tak sobie wymyśliłam i tak ma być. o!


Ogólnie cały dzień był baaaaaardzo pozytywny. Torba pełna książek. Popołudnie na starówce zamiast na zajęciach. Ambitne rozmowy. Przeszukiwanie Internetu w poszukiwaniu plakatu, na którym znalazły się też moje zdjęcie, w czasie kiedy rzeczony plakat wisiał jakieś 100 m od nas [znaczy się ode mnie i mojej Przyjaciółki]

Taaaa... Gdzie jest Oli??
O samej idei tego co się działo można przeczytać o TU.

Potem kolejne ambitne rozmowy. I te książki, które na mnie patrzyły tymi swoimi wielkimi oczyskami... a ja wczoraj naprawdę byłam klasycznym biednym studentem. Ale ja tam jeszcze wrócę.

Pod ratuszem wiał wredny wiatr, który nie pozwolił mi spokojnie poczytać przed oficjalnym startem przyłapywania. I mroził mi łapki. Paskudny Paskud.
A potem tak się skupiłam na czytaniu i w ogóle, że nawet nie wiem kto i kiedy zrobił mi, które zdjęcie :D

Moje łapki?? Czy nie moje?? Ostatecznie okazało się, że moje ;)



I nie wiem skąd u mnie ten nawyk tulenia się do książek...

A potem "zatrudniłam" się przy rozdawaniu łyżeczek do tortu...

...który jak widać był OM NOM NOM NOM

A pod koniec nawet dostałam aparat :D

I mój szalik okazał się świetnym lokalizatorem :)

A w domu Czytnik-Czytajnik już zdążył się zadomowić między Kopernikiem a Czytay'owym kotem.

A zdjęcia? Zdjęcia są z różnych kawałków Internetu i nie tylko...

sobota, 6 kwietnia 2013

Przymrużonym okiem kamery…

W związku z moim brakiem czasu i weny, dziś kolejny z odkopanych tekstów.

Oryginalna data publikacji 20.11.2006


`Kolejny nudny dzień pracy. Ludzie przychodzą i odchodzą. Kupują, albo nie kupują. Nudy… Może trochę się zdrzemnę ale, moment, czy mnie obiektyw nie myli. To chyba Elvis we własnej osobie?! Zobaczmy co on tu robi. Powoli mija regały z perfumami. Rzuca w ich kierunku nieco znużone spojrzenie i idzie dalej. Przechodzi obojętnie obok kremów, płynów do kąpieli, past do zębów aż nagle zatrzymuje się. Czego on tam może szukać? Już widzę. To najnowszy super-utrwalający żel do włosów marki „XXY”. Zapewne nada jego fryzurze jeszcze więcej blasku. O już poszedł. Jaka szkoda. To naprawdę musiał być Elvis…

Tekst jest jedną z wprawek dziennikarskich i jest tak śmieszny, że aż miło się go czyta.
Ma na celu nauczyć kreatywnego myślenia. Zadaniem piszącego było wcielenie się w kamerę znajdującą się w dziale z kosmetykami i obserwowania Elvisa Presley’a i opisanie tego co się zarejestrowało.

W sumie to fajnie jest być kamerą. Można sobie wyobrazić nasze życie z zupełnie innej perspektywy. Wszystko wygląda inaczej, tak „z góry”. A przy okazji można też się pośmiać „obserwując” chociażby swoich znajomych.
Polecam każdemu jako środek odstresująco-rozśmieszający. Na mnie to działa ;]

niedziela, 10 marca 2013

Okna

Tytułem wstępu:
Jak już wspominałam, pisałam kiedyś bloga. Przez moment był nawet popularny, ale nie chcę już tam wracać. Z drugiej strony trochę tęsknię za tamtym klimatem i idąc na kompromis wymyśliłam cykl Ze starej szafy, w którym co jakiś czas będę odświeżać teksty ze starego bloga.
Dziś na początek tekst o oknach.




Oryginalna data publikacji: 18.10.2006


Z mojego pokoju mam widok na kwadratowy plac zabaw otoczony blokami, jedna dojazdowa uliczka, huśtawki, zjeżdżalnia, piaskownica, dużo zieleni, ławki jak w parku, latarnia…

W ciągu dnia często słychać śmiech bawiących się dzieci, nawoływania ich rodziców gdy zbyt długo nie wracają do domu, szczekanie psów… Czasami słychać muzykę, albo sprzeczkę dzieci o zabawkę… W ciągu dnia wszystko wygląda sielankowo…


A co z nocami?

Nocami widać okna… Małe, duże, z roletami, żaluzjami, firankami, kwiatami na parapetach… Czasem są otwarte, czasem zamknięte… Niektóre tętnią życiem… Zawsze widać światło, albo poświatę rzucaną przez telewizor… Niektóre są spokojne i stonowane… Światło widać tylko do określonej godziny i ani minutę dłużej… Są tez onka samotne, w których jeszcze nigdy nie widziałam, ani odrobiny światła…

Nocami moje sielankowe podwórko zmienia się w tętniące swoim życiem miasto… Każde okno jest jego mieszkańcem… Popularnym lub mniej… Biednym lub bogatym… Szczęśliwym lub nie potrafiącym dać sobie radę z życiem…


A to niby TYLKO okna…

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dlaczego kufer?

Dzień dobry wieczór.

Tak. Wiem. Ten kufer to może być dość zaskakujący pomysł. I zapewne zastanawiasz się Drogi Czytelniku czemu akurat kufer, a nie chociażby pudełko, albo coś w tym stylu.



Ale zacznijmy od początku...

Na początku był blog. I byłam ja. Żyło nam się bardzo dobrze wśród naszych blogowych znajomych. Ale z biegiem czasu, nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Była jedna przerwa, potem kolejne. A po każdej coraz ciężej było wrócić [bo a to znajomi już nie piszą, bo a to blogosfera się zmieniła i w ogóle i w szczególe].
Aż w końcu przyszedł ten moment, że zatęskniłam za blogowym światkiem. I tu pojawił się problem, pt. "o czym pisać?". O książkach, kulinariach, fotografii, paznokciach, czy o czymś zupełnie innym?
I w tym momencie pojawia się KUFER. Taki stary, babciowy, w którym można znaleźć wiele ciekawych rzeczy. I ten blog też [mam nadzieję] będzie takim kufrem gdzie obok dobrej książki będzie można znaleźć smakowite ciacha, albo trafić do jakiejś magicznej krainy.

A jedyną granicą niech będzie wyobraźnia...
;)