czwartek, 26 czerwca 2014

Liebster Blog Award


Tytułem wstępu...
ta notka leżała u mnie na komputerze już od dobrych dwóch miesięcy i jakoś nie mogłam się zebrać żeby ją skończyć i znaleźć blogi, które mogłabym nominować. Ale skoro są odpowiedzi, to będą same odpowiedzi.



No i stało się. Ula z Pełnego zlewu pacnęła mnie w łepetynkę, że nominowała mnie do Liebster Blog Award. Nie spodziewałam się, bo ja cały czas twierdzę, że ja to taki jeszcze malutki bloger jestem.

Ale do rzeczy:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Skoro są pytania to trzeba by na nie odpowiedzieć...

1. Książka, przez którą pierwszy raz zarwałaś noc?

Zarwanie nocy jest ciut niewymierne bo zdarza mi się dla jakiejś książki zarwać dzień i pozwoliłam sobie wprowadzić tu dodatkowe kategorie.
Pierwsza książka, która ukradła mi kilka dni z życia:
J.R.R.Tolkien - Władca Pierścieni
Spałam jak już koniecznie musiałam, jadłam jak kazali i czytałam, czytałam, czytałam... Całość w niewiele ponad tydzień.
Pierwsza książka, którą po prostu musiałam przeczytać w ciągu nocy:
Paulo Coelho - Weronika postanawia umrzeć
Dawne, dobre czasy... Szalone lata nastoletnie, gdzie podczas jednego z wyjazdów nagle wszyscy chcieli przeczytać tą książkę i wypadało około 12 godzin na osobę... i mi przypadła noc.
Pierwsza książka, która przez którą faktycznie zarwałam noc:
Vanessa Diffenbaugh - Sekretny język kwiatów
Książka, która zawładnęła mną od pierwszej strony... złapała i już nie puściła. A że zaczęłam ją czytać wieczorem, to noc zrobiła się jakaś taka krótka.
W sumie mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale chyba te trzy wystarczą.

2. Herbata z mlekiem czy kawa bez cukru?

Jak już to kawa bez cukru, bo zawsze ją można dosłodzić, np. krówkami. A tak naprawdę, to najchętniej herbata, zielona, bez niczego, w ilościach ostatnio hurtowych.

3. Słowa, których nie cierpisz?

Hmm... chyba nie ma jako takiego jednego słowa, które szczególnie by mnie denerwowało. Ale po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że bardzo denerwują mnie zdrobnienia typu pieniążki, chlebek itp. Dla mnie pieniądze to pieniądze i tyle.

4. Twoje ulubione zajęcie domowe?

W moim wypadku oczywistym wyborem wydaje się gotowanie, ale jak dla mnie jest to zabawa. I może to zabrzmi dziwnie, ale uwielbiam myć okna. Jak jest odpowiednia pogoda to nawet się można przy okazji poopalać. Poza tym w moim prywatnym top 3 są jeszcze koszenie trawy i szeroko pojęte psucie (typu rąbanie drewna).

5. Twoje marzenie o szczęściu?

Szczęścia się nie definiuje, ono po prostu jest.
Patrząc na to, co (i ile) ostatnio dzieje się w moim życiu to powyższa linijka jest dla mnie jak motto. Staram się nie marzyć i nie planować tylko cieszyć się każdą chwilą i czerpać z niej jak najwięcej.
Poza tym jak już coś zaplanujemy, to przeważnie jakiś kawałek reszty świata spieprzy nasz idealny scenariusz.

A jak już mówimy o jakimś konkretniejszym marzeniu, to chciałabym móc za kilka lat powiedzieć, że cieszę się, że dokonałam takich, a nie innych wyborów i że jestem w takim, a nie innym miejscu, wśród ważnych dla mnie ludzi i robię to, co zawsze chciałam robić.

6. Co wzbudza u Ciebie obsesyjny lęk?

Niestabilne, moim zdaniem, konstrukcje. Boję się wind starego typu, bo jak byłam mała, to pamiętam całą serię wypadków z zaciętymi windami. Panicznie boję się mostów, bo widać szpary między deskami i zawsze mam wrażenie, że przez taką dziurę gdzieś spadnę. A chyba najbardziej boję się drabin i konstrukcji typu wieże widokowe, które mają mega dużo schodów i wydają mi się strasznie niestabilne.
Staram się z tym walczyć, ale bywa ciężko. Szczególnie jak muszę przejść po moście na Wiśle, wdrapać się na jakiś punkt widokowy czy wnieść coś po drabinie na stryszek.
A co śmieszniejsze jakoś łażenie po drzewach mnie nie przeraża.

7. Dar natury, który chciałabyś posiadać?

Jeśli zdefiniujemy dar natury jako umiejętność/cechę jakiegoś zwierzęcia lub rośliny to chciałabym być kameleonem. Myślę, że to byłby dość ciekawy i oryginalny sposób poznania drugiego człowieka. Tak wtopić się w otoczenie i obserwować, co dana osoba lubi czym się zajmuje. To byłoby bardzo inspirujące doświadczenie.

8. Kim lub czym chciałabyś być, gdybyś nie była tym, kim jesteś?

Lubię swoje życie i podejrzewam, że moje wybory prędzej czy później doprowadziłyby mnie do tego miejsca, w którym teraz jestem.
Ale gdybym miała jeszcze raz wybierać: to na pewno nie zrezygnowałabym tak łatwo ze śpiewania i bardziej walczyłabym o to, żeby odległość nie miała wpływu na moje relacje z trójką moich przyjaciół. I przede wszystkim cały czas chcę być po prostu sobą.

9. Kiedy kłamiesz?

Staram się być zawsze szczera, nawet jeśli ma to kogoś zaboleć. Chociaż jeżeli bardzo zależy mi na jakieś relacji, a nie do końca jestem pewna czy tego samego oczekuje druga strona, to jestem wtedy dość wycofana. Nie mówię wtedy całej prawdy i część rzeczy ukrywam, więc to chyba też liczy się jako kłamstwo.
No i oczywiście kilka razy zdarzyło mi się naściemniać na jakimś egzaminie albo przy odpowiedzi. Tak żeby zagadać/zamaskować niedouczenie.

10. Słowa, których nadużywasz?

Zamiast słów ostatnio nadużywam różnego rodzaju określeń dźwiękonaśladowczych typu pfff, łoohooo itp. Poza tym jak się wkurzę to używam "poetyckiego" określenia kurza dupa. A w sytuacji wystąpień publicznych znajomi zwrócili mi uwagę, że jak się zamotam sama ze sobą to mówię co by tu jeszcze powiedzieć.

11. Jaki jest obecny stan Twojego umysłu?

Szeroko pojęty chaos... robię dużo różnych rzeczy, kilka innych mam w planach. Do tego jeszcze przydałby się czas na tak zwany czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Chaos bierze się z tego, że muszę jakoś ogarniać cały swój świat i jeszcze kilka rzeczy dookoła. Wartościowanie i ustalanie kolejności działania wyzwala we mnie bardzo dużo kreatywności. I im więcej do ogarnięcia, tym zabawniej.

Tak. W mojej głowie zdecydowanie jest chaos, ale taki pozytywny. Lubię go.

wtorek, 24 czerwca 2014

Czwarty kąt trójkąta - Ewa Siarkiewicz

Są takie książki, które same sobie wybierają moment, w którym mamy je przeczytać.
Czwarty kąt trójkąta zaintrygował mnie już od momentu premiery. Później, gdy trafiła się okazja na zdobycie swojego egzemplarza, trafiłam na zdanie "Gdzie są ciacha, kiedy są potrzebne?" i wiedziałam, że ta książka to dobry wybór. Jednak zanim zabrałam się za czytanie, książka grzecznie przeczekała na półce prawie półtora roku. Dopiero kilka dni temu nieśmiało uśmiechnęła się do mnie z półki i spędziłyśmy wspólnie kilka godzin.

Historia rozpoczyna się w czasie urodzinowego przyjęcia Katarzyny. Jej córki, w ramach prezentu, zapraszają wróżkę, która swoją przepowiednią, zasiewa lekki niepokój w jubilatce i jej najbliższych. A następujące później wydarzenia zmuszają bohaterów do zmierzenia się z ukrywanymi lękami i problemami. Mimo jednoczących wszystkich problemów, każdy z bohaterów ma swój oddzielny wątek.

Katarzyna, która owdowiała kilka lat wcześniej próbuje na nowo poukładać sobie życie. Założyła nawet agencję matrymonialną z naciskiem na osoby w średnim wieku, jednak cały czas nie znalazła swojego wymarzonego 'księcia'.

Jej starsza córka Julia jest bardzo skryta i wycofana. Trauma z przeszłości powoduje, że coraz bardziej zamyka się w sobie, krzywdząc zarówno siebie, jak i najbliższych. Dopiero wypadek męża i świadomość, że ktoś usiłuje się na nich zemścić, budzi ją do życia.

Natomiast Mona, młodsza z córek, jest wulkanem energii. Ciągle w biegu, nigdzie nie może zagrzać miejsca na dłużej. W trosce o dobro najbliższych, często działa pod wpływem impulsu, bez względu na możliwe konsekwencje swoich decyzji.

Do tego ciekawie naszkicowane postacie drugoplanowe, z których każda wnosi do książki coś od siebie.
Jest wróżka Eleonora, nieco staromodny Adam, Damian, który za wszelką cenę usiłuje odciąć się od przeszłości, nieco zwariowana Ula i inne kuzynki/koleżanki głównych bohaterek.


Całość czyta się bardzo szybko i tak na prawdę nie wiadomo kiedy zleciało te klika godzin przy lekturze.
Tak. Czwarty kąt trójkąta jest typowym lekkim, łatwym i przyjemnym babskim czytadłem, ale z drugiej strony ma w sobie coś fajnego.
Zdecydowanie warto dać jej szansę i spędzić z nią leniwe popołudnie.


źródło okładki: http://www.proszynski.pl/

sobota, 21 czerwca 2014

Smażone białe szparagi

Szparagi.


Jakoś, sama nie wiem czemu, wcześniej nigdy nie miałam okazji ich przyrządzać (ani chyba próbować).
W czasie ostatnich zakupów, tak ładnie się do mnie uśmiechały, że nie mogłam im odmówić.

W przygotowaniu postawiłam na prostotę i intuicję. I muszę przyznać, że jak na debiut wyszło genialnie.

Składniki:

  • 500 gram białych szparagów
  • 3-4 łyżki klarowanego masła
  • duży ząbek czosnku
  • szczypta imbiru
  • pół łyżeczki rozmarynu
  • sól, pieprz, pieprz ziołowy do smaku

Przygotowanie:

Szparagi obrać, usunąć zdrewniałe końce, opłukać i pokroić na mniejsze kawałki.
Czosnek posiekać/rozetrzeć z solą. Na patelni rozgrzać masło. Wrzucić szparagi. Dodać czosnek. Doprawić solą pieprzem, pieprzem ziołowym, imbirem i rozmarynem. Smażyć około 5-7 minut tak żeby szparagi lekko się zrumieniły.

Dziś u mnie w towarzystwie sosu pomidorowego, podkręconego nieco cynamonem.


Smacznego. 


środa, 18 czerwca 2014

Sałatka owocowa


Idealny letni deser?


Lekki. Dobrze schłodzony i obowiązkowo pełen owoców.

Jednym z deserów pasujących do tego opisu jest sałatka owocowa.
Wiadomo ile osób, tyle sałatek.
Tym razem, u mnie na talerzu zagościły owoce z jogurtowym sosem i nutą cynamonu.


Składniki (na około 6 porcji):

  • 3 średniej wielkości banany
  • 2 kiwi
  • 3 nektarynki
  • mała kiść winogron bezpestkowych
  • sok z połówki cytryny
  • łyżka miodu
  • łyżeczka cynamonu
  • szczypta imbiru i cynamonu do smaku
  • kubek jogurtu naturalnego
  • pół łyżeczki cukru trzcinowego [opcjonalnie]

Przygotowanie:

Banany pokroić w półplasterki i skropić sokiem z cytryny. Winogrona pokroić na połówki, kiwi i nektarynki w kostkę. Owoce posypać cynamonem, polać miodem i dobrze wymieszać. Wstawić na kilka godzin do lodówki.
Jogurt wymieszać ze szczyptą imbiru i cynamonu, i opcjonalnie z cukrem.
Schłodzone owoce nałożyć do miseczki lub na talerz, polać jogurtem i cieszyć się letnim zastrzykiem witamin.

Smacznego

czwartek, 5 czerwca 2014

Wiosenna sałatka z dresingiem pomarańczowym


Sesja i okolice.
Nie dojadam.
Nie dosypiam.
Nie mam na nic czasu.
I zdecydowanie mam dość fast foodów.

W ramach powrotu do normalnej żywności przygotowałam lekką, wiosenną sałatkę pełną świeżych warzyw z nieco orientalnym dresingiem.

Wyszło przepysznie.



Składniki (na 1 porcję):

  • duża garść liści sałaty (mogą być różne rodzaje)
  • 1/3 strąka średniej papryki
  • 5-6 rzodkiewek
  • 5-6 pomidorków koktajlowych
  • 2-3 łyżki niesolonych ziaren słonecznika
Dresing:
  • 1 łyżeczka ketchupu
  • 3 łyżki soku pomarańczowego
  • szczypta cynamonu
  • szczypta imbiru
  • szczypta ostrej papryki
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:

Słonecznik uprażyć. Sałatę umyć i porwać na mniejsze kawałki. Paprykę pokroić w dużą kostkę, rzodkiewkę w półplastry, pomidory (w zależności od wielkości) na połówki lub ćwiartki.
Sałatę ułożyć na talerzu. Na wierzchu rozsypać pokrojone warzywa i posypać prażonym słonecznikiem.
W wersji lunchboxowej układać warstwami sałatę, warzywa i słonecznik.
Całość polać dresingiem.

Smacznego.