środa, 31 grudnia 2014

Podsumowanie literackie 2014

Jako matematyk lubię różnego rodzaju zestawienia, tabelki i wykresy. W celach statystycznych oraz żeby zapanować nad książkowym chaosem prowadzę własne zestawienie.

W roku 2014 prezentuje się ono następująco.

Przeczytałam 124 książki, które w sumie miały 35172 strony. Najcieńszą z nich było opowiadanie Samsa in love autorstwa Harukiego Murakami - 8 stron. Na drugim końcu znajduje się podręcznik Flasha - 1337 stron.
Średnio na jedną książkę przypadło 286 stron (o 27 stron więcej niż rok temu), 50 z nich miało więcej niż 300 stron. Dziennie czytałam około 96 stron.

Zdecydowaną większość stanowiła literatura zagraniczna. Tylko 26 książek pochodziła z rodzimego podwórka.

W tym roku pierwszy raz zdecydowałam się na udział w książkowych wyzwaniach. W ramach 3 wyzwań czytelniczych przeczytałam w sumie 34 książki. I napisałam 24 recenzje.

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy moja biblioteczka powiększyła się o 62 książki.


A na koniec mój prywatny, tegoroczny TOP 9 (kolejność losowa):


2. Jessica Brody - 52 powody, dla których nienawidzę mojego ojca
7. John Green - Gwiazd naszych wina
8. Sheila Roberts - Słodsze niż czekolada
9. Fred Basten - Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz 



Oby przyszły rok obfitował w dużo, dobrych książek.

środa, 24 grudnia 2014

Świąteczna owsianka korzenna



Każda okazja jest dobra, żeby przygotować nową wersję owsianki.


Boże Narodzenie. Wszędzie czuć aromat korzennych przypraw, pomarańczy i innych pyszności.

Skoro wszędzie, to i w owsiance.


Wyszła bardzo aromatyczna i rozgrzewająca idealnie pasując do dzisiejszego, szarego poranka.



Składniki:
  • 5 łyżek płatków owsianych
  • 2 łyżeczki cukru
  • pół łyżeczki cynamonu
  • szczypta imbiru
  • garść żurawiny
  • kilka łyżek powideł śliwkowych

Przygotowanie:

Płatki, cukier, przyprawy i żurawinę zalać wrzątkiem (do wysokości płatków).
Dobrze wymieszać i odstawić na około 5 minut.
Podawać z powidłami śliwkowymi (najlepiej domowej roboty).

Smacznego






A z okazji Bożego Narodzenia
Spokojnych i rodzinnych świąt
i Kufra pełnego prezentów

piątek, 19 grudnia 2014

Piernik

ciasto świąteczne



Nigdy nie byłam fanką pierników, ani pierniczków.

Nawet śmiem twierdzić, że jestem jedną z niewielu osób, które będąc w Toruniu nie biegną od razu po zapas pierników.


Ale jest taki jeden piernik, na który czekam calutki rok.
Świąteczny piernik mojej mamy.
Lekko wilgotny, pachnący domowymi powidłami.

Pyszności.



Składniki:

  • 3 jajka
  • 2 szklanki mąki
  • 1 szklanka cukru
  • 1 płaska łyżeczka sody
  • opakowanie przyprawy do piernika
  • 1/4 szklanki mocnej kawy [np. 3 łyżeczki kawy rozpuszczalnej na filiżankę]
  • 1/2 szklanki oleju
  • 3/4 szklanki naturalnego miodu

Przygotowanie:

Kawę zaparzyć i ostudzić.
Miód rozpuścić i ostudzić.
Zmiksować całe jajka z cukrem. Stopniowo, naprzemiennie dodawać mąkę i olej.
Cały czas ucierając dodać miód, przyprawę do piernika i kawę.
Ciasto przelać do tortownicy (ma płynną konsystencję)
Piec w temperaturze 180 stopni przez 40-60 minut do 'suchego patyczka'.

Po upieczeniu wystudzić. Przełożyć powidłami śliwkowymi lub kremem.



Smacznego.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Sheila Roberts - Słodsze niż czekolada

zaczytaj się
Kto z nas nie lubi czekolady? Ciasta, musy, pralinki, lody, gorąca czekolada do picia i ta najzwyklejsza w tabliczkach. Gorzka, mleczna, deserowa, z dodatkami.

Czekolada w książce. Książka o czekoladzie. Zapowiada się obiecująco.


Trafiamy do małego, górskiego miasteczka Icicle Falls, w którym każdy zna każdego i gospodarkę napędzają lokalne firmy. Jedną z dum miasteczka jest rodzinna fabryka czekolady Słodkie Sny, znana z tego iż przepisy na czekoladowe specjały wyśniły się kolejnym pokoleniom zarządzającym firmą. Obecną szefową Słodkich Snów jest prawnuczka założycielki Samantha. Poznajemy ją w dość trudnej sytuacji. Ojczym przed śmiercią zadłużył fabrykę, matka jest w żałobie, siostry mieszkają z dala od domu i na domiar złego nowy kierownik banku oczekuje szybkiej spłaty zaległego kredytu.

Żeby ratować swoje czekoladowe królestwo Samantha wraz z siostrami i matką postanawiają na weekend poprzedzający Walentynki zorganizować Festiwal Czekolady. Od tego momentu dosłownie wszystko w książce kręci się wokół czekolady. Czekoladowy bal maskowy, specjalne menu z wykorzystaniem czekolady przygotowane przez lokalne restauracje i przede wszystkim dużo czekoladowych pyszności produkowanych z myślą o gościach festiwalu. W organizację angażuje się prawie całe miasteczko i z każdej strony widać rosnący entuzjazm, ale żeby nie było tak słodko pojawiają się mniejsze i większe przeszkody stawiające sukces festiwalu pod znakiem zapytania.


Słodsze niż czekolada należy do książek określanych mianem lekkie, łatwe i przyjemne. Od początku wiadomo jakiego można spodziewać się zakończenia. Wiodąca dwójka bohaterów przez ponad połowę książki kłóci się przy każdej możliwej okazji, by na koniec stać się szczęśliwą parą. Lokalna społeczność odznacza się wspólnym działaniem dla dobra wszystkich. Gdzieś w tle czają się legendy, tajemnice i odrobina magii. Zwycięża przyjaźń, miłość i inne pozytywne emocje. Dość schematyczna rzecz spotykana w wielu podobnych książkach, jednak nie przeszkadza to w spędzeniu kliku godzin z sympatyczną lekturą. Dodatkowym atutem są dołączone pod koniec książki przepisy na czekoladowe pyszności, które aż się proszą o wypróbowanie.



źródło okładki: http://www.znak.com.pl/

niedziela, 7 grudnia 2014

Francuzki nie sypiają same - Jamie Cat Callan

kobieta, nodff

Można powiedzieć, że w literaturze (głównie amerykańskiej) panuje trend na książki poradnikowe czerpiące pełnymi garściami z francuskiego stylu życia.


Mimo, że mówią 'nie oceniaj książki po okładce', to w przypadku francusko-tematycznych książek nie da się przejść obojętnie obok subtelnie zaprojektowanych okładek. Tak było w przypadku Lekcji Madame Chic i podobnie jest teraz.

Przygodę z książką Francuzki nie sypiają same zdecydowanie należy zacząć od okładki. Wytłaczane litery, różne faktury, Wieża Eiffla i przede wszystkim bardzo kobiecy obraz. Wszystkie te elementy sprawiają, że chce się wziąć książkę do razu zacząć czytać.


Autorka skupia się na odkrywaniu Francuzki w każdej z nas. Jak wielokrotnie podkreśla treść książki powstała w oparciu o wiele rozmów z mieszkańcami Francji (zarówno kobietami i mężczyznami). Większa część książki skupia się na relacjach damsko-męskich. Przykładowo możemy przeczytać o wyższości spotkań w gronie przyjaciół oraz bliższych i dalszych znajomych nad randkami, które często okazują się totalnym niewypałem. Znajdziemy też fragment o tajemniczości i jardin secret. Do tego jeszcze punkt obowiązkowy mówiący o stylu ubioru i makijażu francuskich kobiet. A nawet odrobina francuskiej kuchni z przepisami, które aż proszą się o wypróbowanie w kuchni.


Całość czyta się lekko i dość szybko.
Może nie jest to pozycja wybitna ale pozwala zyskać świeże spojrzenie na swoje życie i relacje z otoczeniem.



źródło okładki: http://www.wydawnictwoalbatros.com/

sobota, 6 grudnia 2014

Mikołajkowa playlista

Buty

6 grudnia. Mikołajki.


Coraz bardziej czuć świąteczną atmosferę.

W miastach zaczynają się pojawiać kolorowe lampki i choinki.


Wszystkie buty i skarpety już wypełnione przedświątecznymi drobiazgami.
Listy do św. Mikołaja wysłane.


Już za chwilę nasze kuchnie wypełnią się aromatem pomarańczy i korzennych przypraw.


A w radio jak co roku będzie królować Last Christmas.
I z tej okazji przygotowałam zestaw swoich ulubionych grudniowo - świątecznych piosenek. Nie będzie do końca typowo. Może odrobinę bardziej romantycznie, nostalgicznie i rodzinnie.

Miłego słuchania.


niedziela, 30 listopada 2014

Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata - Cyril Massarotto

Dobrze jest od czasu do czasu przeczytać bajkę. Albo chociaż historię ze szczyptą magii. Oderwać się od szarej rzeczywistości i dać ponieść fantazji.

Taką magię można znaleźć w prozie autorstwa Cyrila Massarotto. Nie inaczej jest z książką Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata.
Chociaż bardzo męska i emanująca zmysłowością okładka na to nie wskazuje, treść jest bardzo bajkowa i lekko moralizatorska.


Głównym bohaterem jest bezimienny mężczyzna opowiadający o swoim życiu. Urodził się jako wyjątkowo piękne dziecko. Jego matka przeczuwając możliwą przyszłość starała się zapewnić, aby nic nie popsuło urody syna i poniekąd izolowała go od społeczeństwa obawiając się reakcji ludzi. Późniejsze spotkanie ze znaną producentką filmową i nagonka medialna stopniowo pogłębiły osamotnienie chłopaka.

Zrezygnowany główny bohater ucieka w miejsce, w którym nie powinien być znany. Spotyka szamankę, dzięki której staje się najprzeciętniejszym człowiekiem na ziemi. Szczęśliwy w końcu może wyjść do ludzi nie wzbudzając powszechnej sensacji. Udaje mu się zyskać prawdziwego przyjaciela i wieść w miarę normalne życie. Aż po raz kolejny w swoim życiu trafia na producentkę telewizyjną i historia zaczyna się od początku...


Jak się skończy? Czy bohater w końcu znajdzie prawdziwe szczęście? Co niesie za sobą pewnego rodzaju popadanie w skrajność?

Żeby nie odbierać przyjemności z czytania pozostawię te pytania bez odpowiedzi. Niech każdy sam pozwoli sobie na chwilę bajkowości i morał niezwykle aktualny we współczesnym świecie.




źródło okładki: http://www.wydawnictwoalbatros.com/

wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - wielokrotność

niedziela, 23 listopada 2014

Nie całkiem do pary - Wendy Markham

Za oknem jesienne szarości przeplecione z długimi nocami.
Na co dzień mnóstwo obowiązków, ciągi cyferek, tabelki, spotkania...

Coraz bardziej chciało mi się, tak po prostu poczytać. Kilka godzin, czytadło, kubek gorącej herbaty, cicha muzyka w tle.

Po przejrzeniu zawartości półek wybór padł na Nie całkiem do pary. Wydawnictwo Harlequin znalezione w stopce redakcyjnej zapowiada, że nie jest to książka najwyższych lotów i tak też jest.


Fabuła jest dość przewidywalna. Tracey ma 24 lata, pełne kształty, nudną pracę i tkwi w nie do końca udanym związku. Rok przed wydarzeniami opisanymi w książce przeniosła się z małego miasteczka do Nowego Jorku zostawiając za sobą rodzinę z ich małomiasteczkowym życiem i problemami. Jej chłopak Will, jest zapatrzonym w siebie początkującym aktorem, który na całe lato wyjeżdża z teatrem na letnie występy. Zdesperowana i podłamana wyjazdem ukochanego Tracey, postanawia 'zabrać się za siebie' i zmienić swoje życie na lepsze. U jej boku zostają idealna blond przyjaciółka, ekscentryczny przyjaciel gej, wredny szef i grupa wsparcia w postaci koleżanek z pracy. Oczywiście pojawia się także Pan Idealny, którego początkowo główna bohaterka bierze za geja. I zgodnie z przewidywaniami po prawie 300 stronach Tracey jest pewniejsza siebie, rzuca pracę, rezygnuje z nieudanego związku i śmiało rusza w stronę świetlanej przyszłości. A schemat nieco przypomina uproszczoną wersję filmu Miłość i inne nieszczęścia.


Książkę czyta się bardzo szybko, tak akurat na jedno lub dwa popołudnia. Z pewnością za kilka dni nie będę pamiętała większości bohaterów czy treści, ale jako książka z gatunku lekkie, łatwe i przyjemne Nie całkiem do pary sprawdza się bardzo dobrze.



źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - wielokrotność

wtorek, 18 listopada 2014

Owsianka z musem bananowym


Owsianka.


Banalne, pozornie nudne danie, które można przygotować można przygotować na tysiąc
[a nawet i więcej] sposobów.


Najczęściej gotuję owsiankę na bazie mleka lub soku, ewentualnie przygotowuję ją na zimno, ale dziś będąc na 'chorobowym' przygotowałam uproszczoną i równie pyszną wersję. Pełną bakalii i świeżych owoców.






poniedziałek, 10 listopada 2014

Wyspa dla dwojga - Mariusz Zielke

4 kobiety
4 obsesje
4 tajemnice
4 zbrodnie

Wysuszone papryczki chili w kształcie serca. Pierścionek. Plamy krwi.
Historie o miłości i zbrodni.

Bardzo prosta okładka, mówiąca tak wiele. Zapowiada się obiecująco. I tak też jest.


Niespełna 200 stron. Cztery historie, w których przeplatają się żądza, miłość, zbrodnia, tajemnica i wiele innych uczuć. Całość jest nieco mroczna, niejednokrotnie sięgająca do ciemnych zakamarków ludzkiej duszy.

Nieco przerysowane, pełne dynamizmu historie wciągają i dają do myślenia. Romans, którego nie było. Dyktatura, prowadząca niemal do obłędu. Odizolowanie na końcu świata i próba zmierzenie się z przeszłością. Miłość ocierająca się o terroryzm. Zwyczajnie niezwykłe i jednocześnie niezwykle zwyczajne. Tak odległe, a zarazem tak bliskie, że mogą się przytrafić nawet obok nas.



To było moje pierwsze spotkanie z prozą Mariusza Zielke. Przyznaję, że słyszałam już kilka pozytywnych opinii o jego twórczości, ale jakoś wcześniej trafiłam na jego książki. Tak naprawdę Wyspa dla dwojga trafiła do mojej biblioteczki przez przypadek i bez wątpienia pozostanie tam na dłużej, a ja z chęcią poznam inne książki tego autora.

I mimo prawie zachwytów nad całością jest jedna rzecz, do której mogłabym się ciut przyczepić. Czcionka w książce jest pogrubiona, co na początku czytania mnie trochę irytowało.


Podsumowując książka warta poznania.



źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - wielokrotność

wtorek, 28 października 2014

Muzyka do podboju świata

Poniedziałek. Godzina 23:30. Wszyscy poszli spać, a mnie roznosi energia. Wygrzebałam jedno z najbardziej uśmiechniętych zdjęć i piszę z myślą o jutrzejszym poranku/dniu.

Październik już od kilku lat jest dla mnie najintensywniejszym miesiącem w roku. W tym roku jest podobnie, a nawet jeszcze intensywniej. Początek roku akademickiego... zajęcia, komisja stypendialna, całe to zamieszanie. Zeszłotygodniowy Festiwal do Czytania, w sumie tylko przelotem. Sporo czasu spędzonego na filozoficznych dyskusjach z Przyjaciółmi. Dużo inspirujących spotkań. Dzisiejsze pierwsze spotkanie Geek Girls Carrots w Olsztynie.
Te wszystkie drobne i niby niepozorne sprawy, składają się w wielką całość, która niesamowicie motywuje i dodaje wiary w siebie. Już któryś z kolei dzień budzę się z przeświadczeniem, że jeśli tylko zechcę mogę zrobić wszystko. I jak to zwykle u mnie w tle gra (niekoniecznie cicha) muzyka.


środa, 8 października 2014

#BlogerKsiążkiChowa

Hej.

Dziś przyszła moja kolej na schowanie książki w ramach II Festiwalu do Czytania.

Nadaję do was z miejsca, w którym właśnie schowałam książkę.


Zamiast wierszyka opowiem wam historię.


Jest w Olsztynie takie magiczne miejsce... Ciche i spokojne.
Na ogół mniej znane, bo na granicy dwóch "sypialnianych" osiedli.
Przy jednym ze skrzyżowań przytulone stoją kościół i szkoła.
Tuż przy nich maleńki stawek i park.
A jeśli w nim przysiądziesz to okoliczne drzewa opowiedzą Ci wiele ciekawych historii.

wtorek, 30 września 2014

Słodki zapach brzoskwiń - Sarah Addison Allen

Od momentu, w którym skończyłam czytać Słodki świat Julii, czaiłam się na inne książki tej autorki. Teraz przyszła kolej na Słodki zapach brzoskwiń.

Do pewnego stopnia wiedziałam, czego mogę się spodziewać po prozie Sarah Addison Allen i nie zawiodłam się czytając tą książkę.


Trafiamy do małego miasteczka Walls of Water w Karolinie Północnej. Niemal całe miasteczko zelektryzowane jest zbliżającą się galą, która ma uświetnić 75. rocznicę powstania Towarzyskiego Klubu Kobiet. Spośród mieszkańców miasteczka bliżej poznajemy czwórkę trzydziestolatków, którzy znali się za czasów szkoły, a teraz mają okazję poznać się na nowo i naprawdę.

Paxton - dawna szkolna Księżniczka, która nie potrafi się wyrwać spod bacznego i krytycznego spojrzenia matki.
Willa - sławna szkolna Królowa Przekrętów, która jako rekompensatę za "grzechy młodości" stara się wieść bardzo proste i odpowiedzialne życie.
Colin - bliźniak Paxton. Sztywniak ze szkolnych czasów, który przenosząc się z miejsca na miejsce stara się uciec przed strachem, że nie jest dość dobry, jak na swoją rodzinę.
Sebastian - jako nastolatek otrzymał etykietkę Świr. Za ekscentrycznym wyglądem ukrywał problemy rodzinne, a teraz po latach wraca do rodzinnego miasta jako pogodzony ze sobą, chociaż nie do końca pewny swojej wartości mężczyzna.

Gdy ścieżki tej czwórki coraz bardziej się krzyżują, możemy poznać wartość prawdziwej przyjaźni, takiej na całe życie, o jakiej ciężko jest we współczesnym świecie.
Do tego dorzucona jest odrobina tajemniczości i magii. Wszędzie unosi się duch minionej epoki i pojawia się tajemnica sprzed lat, którą głównie bohaterki, starają się za wszelką cenę rozwiązać.

Jak zwykle postacie drugoplanowe są charakterystyczne i nie stanowią jedynie mdłego tła dla całej powieści. Moje serce praktycznie od razu podbiła Rachel i jej "Kawologia".


I jak zwykle uzupełnieniem całości są delikatnie ukryte między stronami kulinaria.
Książka pachnie tytułowymi brzoskwiniami, pączkami w połączeniu ze świeżością trawy i przede wszystkim aromatyczną kawą i kawowymi słodkościami, które przygotowuje Rachel (aż chce się spróbować).

Całość czyta się niezwykle lekko i szybko (podobnie jak inne książki tej autorki). Największym atutem jest połączenie zwyczajności z odrobiną magii.


Polecam z kubkiem kawy na jesienny wieczór lub ze szklanką soku brzoskwiniowego w letnie popołudnie.



źródło okładki: http://www.znak.com.pl/

sobota, 27 września 2014

Racuchy z jabłkami


Sezon na jabłka w pełni.
Najlepiej takie prosto z drzewa, ale...
wszelkiego rodzaju placki
i racuchy też mogą być.


Jednym ze smaków mojego dzieciństwa są racuchy z jabłkami.
Najlepiej w wersji mini, takie na jeden kęs i prosto z patelni.
Można posypać je cukrem pudrem, ale po co?


czwartek, 25 września 2014

Trainspotting - Irvine Welsh

Najpierw były Dzieci z Dworca ZOO, potem Ćpun, Pamiętnik narkomanki, Hera moja miłość... i do tej pory, raz na jakiś czas sięgam po literaturę dotyczącą różnego rodzaju uzależnień.
Tym razem wybór padł na Trainspotting Irvine Welsha.


Razem z autorem 'lądujemy na podwórku' szkockich ćpunów, w sam środek uzależnienia. Bez żadnego ugrzecznienia.
Wszędzie pełno narkotyków, alkoholu, seksu, bójek...
Książka jest mocna. Język jest pełen wulgaryzmów i slangu.
[Po porównaniu z oryginałem wielkie brawa dla tłumacza, za możliwie wierne oddanie klimatu Edynburga widzianego oczami bohaterów.]



Z dotychczas poznanych przeze mnie książek o tej tematyce Trainspotting jest chyba najmroczniejszy i najbardziej odrzuca od wszelkiego rodzaju narkotyków. Czytając dowiedziałam się, że jest też film i już jestem ciekawa czy faktycznie jest jeszcze lepszy niż książka.




wyzwanie czytelnicze: Book-Trotter

źródło okładki: http://www.etiuda.net/

środa, 17 września 2014

Chleb zapiekany z serem

Już dość dawno, przeglądając zdjęcia na Pinterest znalazłam obrazkowy przepis na chleb zapiekany z serem. Idea bardzo mi się spodobała, ale cały czas realizację przekładałam na później.
I ostatnio w końcu przygotowałam taką zapiekankę.

Jest banalnie prosta w przygotowaniu i przepyszna.

Może stanowić samodzielne danie, albo dodatek, np. do mięsa.


Składniki:

  • bochenek chleba
  • 1/2 kostki masła
  • 150-200 g sera
  • pęczek szczypiorku

Przygotowanie:

Bochenek naciąć wzdłuż i w poprzek, tak żeby powstały minikromki, które łączy spód chleba.
Ser pokroić w plastry grubości około 0,5 cm i podzielić na kawałki pasujące do nacięć.
Szczypiorek posiekać.
Między "kromki" wkładać kawałki sera, a w poprzeczne nacięcia wypełnić wiórkami z masła.
Całość posypać szczypiorkiem i dodać na wierzch jeszcze kilka wiórków z masła.
Spód blaszki wyłożyć papierem do pieczenia lub posmarować masłem.
Piec w temperaturze 180 stopni aż ser się rozpuści, a całość się zarumieni (około 15-20 minut).
Podawać gorące.


Smacznego

czwartek, 11 września 2014

Książki, które mają wpływ na moje życie


Od jakiegoś czasu po internecie krąży zabawa polegająca na utworzeniu listy dziesięciu książek, które na nas wpłynęły/utkwiły w pamięci/zrobiły na nas wrażenie...


Podwójna nominacja (Karolina, Marcin dzięki) w ciągu niecałych trzech dni więc trzeba było zabrać się za stworzenie mojego prywatnego Top 10.


I tu zaczęły się schody. Jako szanujący się mol książkowy, powoli dążący do 1000 przeczytanych książek, miałam nie lada problem, żeby wybrać tylko te 10.


Jednak po burzliwych obradach jury w składzie ja, ja i ja wybrało 10 książek, które mają wpływ na moje życie. Oto one (kolejność przypadkowa):

1. Paolo Giordano - Samotność liczb pierwszych
Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie.
Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych,
ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami,
ale mają w sobie coś, co różni je od innych.
To liczby podejrzliwe i samotne...
Książkowa miłość absolutna. Od pierwszego do ostatniego zdania.
Po prostu. I to nie tylko dlatego, że jestem matematykiem i przy okazji fanką liczb pierwszych.

2. Jay Asher - Trzynaście powodów
Mimo różnych opinii o Trzynastu powodach jest to książka, która niezmiennie rozbija mnie na milion kawałków i składa na nowo. Nie każdemu się spodoba, ale warto ją poznać.

3. Torey Hayden - Dziecko
Jedna z tych książek, które po przeczytaniu zostają dość długo w głowie.

4. Bolesław Prus - Lalka
Tak wiem. Taki wybór nie jest oczywisty, ale Lalka jest jedną z moich ulubionych lektur szkolnych.
I do tej pory powtarzam (teraz bardziej w formie anegdoty), że "nie ma to jak iść na maturę będąc przygotowanym tak naprawdę z jednej lektury i w nią trafić".
Tak, Lalkę miałam w małym palcu.
Tak, moje wypracowanie maturalne dotyczyło Lalki (i nawet byłam w stanie powiedzieć ile akapitów było wyciętych w cytowanym fragmencie).

5. Christiane F. - My dzieci z dworca Zoo
Wydaje mi się, że w życiu większości młodych ludzi przychodzi taki moment, w którym spotykają się z literaturą dotyczącą narkomanii. Pamiętnik narkomanki, Ćpun, Hera moja miłość... Jeszcze długo mogłabym wymieniać tytuły o różnego rodzaju uzależnieniach (bo do tej pory zdarza mi się sięgnąć po książkę o podobnej tematyce), ale to "dzieci" były pierwsze i stąd ich miejsce na liście.

6. Judy Budnitz - Gdybym Ci kiedyś powiedziała
Książka, którą bardzo przeżywałam czytając ją jakieś 8 lat temu. I od tamtej pory chcę ją mieć na swojej półce, żeby móc się nią delektować.
Książka, której tak naprawdę nie da się opisać, bo nieważne, co się powie i tak się spłyci treść.

7. Erica Bauermeister - Szkoła niezbędnych składników
Pozornie zwykłe czytadło, ale to chyba najbardziej apetyczna książka jaką czytałam. Pełna smaków, zapachów i nie do końca klasycznie przedstawionych przepisów. Niezmiennie inspiruje mnie kulinarnie. I już poluję na opis kulinarnych przygód kolejnych uczniów tytułowej szkoły.

8. Bohdan Butenko - Wesoła gromadka

Słuchajcie, dzieci, uczcie się,

jak to niegrzeczynym bywa źle!

Jeden z hitów dzieciństwa. Retro książka, a właściwie komiks opowiadający, co może grozić dzieciom za psoty i nieposłuszeństwo.

9. Nancy H. Kleinbaum - Stowarzyszenie umarłych poetów
O Kapitanie, mój Kapitanie...

10. Jean Webster - Tajemniczy opiekun
Była Ania, Pollyanna, Emilka i wiele innych dziewcząt, ale to właśnie Agata Abbott była idolką mojego dzieciństwa. Do tej pory z uśmiechem na ustach wracam do jej listów do Ojczulka-Pajączka-Długonóżka.
No OK. Do innych książek z dzieciństwa też wracam...



Na zdjęciu stosik z dziesięciu książek, tych z listy i tych, które prawie na nią trafiły.
No bo Władca Pierścieni, hobbici, elfy i cała reszta cudowności...
No bo Dzieci z Bullerbyn, pierwsza książka, którą pamiętam...
No bo twórczość Matthew Quick'a... i już z niecierpliwością czekam na jego kolejne książki...
No bo Księgi..., z którymi spędziłam sporo dzieciństwa...
No bo Zerko i cała reszta książek matematycznych, w tym momencie bardzo specjalistycznych...
No bo Po zmierzchu, które jest tak inne i jednocześnie tak normalne...
No bo jest przecież tak wiele książek...


A moje nominacje w poście na facebook'u.

niedziela, 7 września 2014

Łóżko - Janusz Leon Wiśniewski

Powoli zaczynam się się przekonywać do książek w wersji audio. Dobra książka + dobry lektor może stanowić idealny przepis na leniwe popołudnie.



Tym razem trafił mi się zbiór opowiadań autorstwa Janusza Leona Wiśniewskiego zatytułowany Łóżko.

Siedem różnych opowiadań, siedem różnych światów, siedmiu lektorów i wszystko, co tak bardzo charakterystyczne dla prozy Wiśniewskiego. Jest miłość, zdrada, samotność, szczypta nauki, a do tego świetnie dobrane głosy lektorów. Młodsze, starsze. Każdy pasujący do bohatera opowiadającego daną historię.


Jak w każdym zbiorze są lepsze i gorsze opowiadania.
Mnie szczególnie zauroczyły dwa opowiadania. Tytułowe 'Łóżko' będące subtelną historią odnajdywania siebie na nowo oraz przepełnione smutkiem 'Narodziny'.
'Sen' jest bardziej popularnonaukowym artykułem niż opowiadaniem, ale wypada na plus.
'Ranking emocji' jak dla mnie jest najsłabszym elementem całości, który momentami mnie irytował. A pozostałe opowiadania dobrze uzupełniają całość.


Dzięki temu, że do tej pory nie sięgnęłam po zbiory, w których pojawiły się omawiane tu opowiadania, lektura okazała się całkiem przyjemna. Książka jest różnorodna i dobrze się jej słucha.

Dobra książka na leniwe, letnie popołudnie.



wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - erotyzm

źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

czwartek, 4 września 2014

Czego słucha mol książkowy

Bardzo dawno nie było posta muzycznego i postanowiłam w końcu to nadrobić.

Niektórzy wolą czytać w ciszy, a inni lubią jak w tle sączy się jakaś pasująca do lektury muzyka.

Sama znajduję się w tej drugiej grupie i tak jakoś się złożyło, że ostatnio moim ulubionym zestawem był tablet ze słuchawkami.
Inspirująca lektura, energetyczna playlista i leniwe letnie dni.



A na playliście...

Indila. Muzyczne zauroczenie od pierwszego spotkania z Dernière danse, a po przesłuchaniu całej płyty muzyczna miłość. Jedna z dwóch ulubionych wakacyjnych płyt i zapewne jeszcze długo mi się nie znudzi.


Clean Bandit. "Kupili" mnie skrzypcami i ich genialnym wykorzystaniem w połączeniu z muzyką elektroniczną. Jedna z tegorocznych płytowych premier, na które naprawdę czekałam. I nie zawiodłam się. Całość praktycznie od razu wylądowała na półce ulubione i już zdążyła się tam rozgościć i zadomowić.


Kasia Popowska. Polski akcent na playliście. Pierwszy singiel robi bardzo pozytywne wrażenie. Ciekawa jestem, co będzie dalej.


Jedna z radiowych nowinek. Bardzo energetyczny kawałek i bardzo dobrze mi się przy nim czyta.


At last but not least... nowy singiel The Script. Nie będę się znowu zachwycać. Powiem tylko, że czekam na nową płytę i póki co zasłuchuję się w singlu.

piątek, 29 sierpnia 2014

Tłumaczka snów - Chitra Banerjee Divakaruni

Po przeczytaniu kilku stron wydawało mi się, że trafiłam na kolejne czytadło zabarwione nieco hinduską kulturą.
Po skończeniu czytania okazało się, że Tłumaczka snów jest głębszą lekturą, chociaż można w niej znaleźć trochę niedociągnięć.


Indie często oglądamy przez pryzmat Stanów Zjednoczonych czy
też Wielkiej Brytanii i tak też jest w tym przypadku.

Rakhi urodziła się i wychowywała w Kalifornii. Jej rodzice pochodzą z Indii i mimo, że Rakhi łaknęła jakichkolwiek informacji o kraju przodków, to rodzice wychowywali ją na typowo zachodni sposób. Rakhi jest rozwódką, ma sześcioletnią córkę, maluje i razem z przyjaciółką prowadzi (ich zdaniem) hinduską herbaciarnię. Rakhi ma jedną wyjątkowo denerwującą przypadłość - od czasu rozwodu jest bardzo nieufna i zrzędliwa, co sprawia, że od czasu do czasu ma się ochotę nią potrząsnąć, żeby nie zachowywała się jak rozkapryszona diwa.

Po śmierci matki Rakhi odkrywa pamiętniki matki, które otwierają magiczne drzwi do świata snu i Indii. Odkrywamy tu kolorowy, pełen smaków i zapachów świat, gdzie możemy spotkać tłumaczki snów z ich surowymi zasadami. A za rogiem trafiamy na małą restauracyjkę z lokalnymi przysmakami.

Całość czyta się bardzo dobrze, ale nie pasował mi tam wątek ataków z 11 września. Z jednej strony rozumiem, że miało to duży wpływ na życie "kolorowych" w USA, ale z drugiej strony zabiera on książce tą specyficzną hinduską magię.
Zakończenie jest dość niejednoznaczne i pozostawia możliwość kontynuacji.


Podsumowując Tłumaczka snów jest książką o poszukiwaniu siebie w rozerwaniu pomiędzy dwoma diametralnie różnymi kulturami. I egzotyczność hinduskiej kultury jest bez wątpienia dodatkową zaletą dla zachodniego czytelnika.



wyzwanie czytelnicze: Book-Trotter

źródło okładki: http://www.proszynski.pl/

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Ciasto z gruszkami

Odkąd pamiętam w domu królowały ciasta z jabłkami, a gruszkowe nie pojawiło się chyba nigdy.

Korzystając z faktu, że nie wszystkie tegoroczne gruszki wylądowały w kompocie postanowiłam zmienić ten stan rzeczy.

Tak powstało ciasto eksperyment. Bardzo proste i szybkie w przygotowaniu. Lekkie i pełne gruszek.

Chociaż podejrzewam, że z innymi owocami będzie równie smaczne.

Składniki (na tortownicę o średnicy 24cm):

  • 200 g mąki
  • 100 g cukru
  • 2 jajka + szczypta soli
  • 0,5 szklanki mleka
  • 0,5 szklanki oleju
  • 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2-3 gruszki
  • brązowy cukier do posypania

Przygotowanie:

Mąkę przesiać i połączyć z proszkiem do pieczenia.
Gruszki obrać, usunąć gniazda nasienne i pokroić w plastry.
Jajka utrzeć z cukrem na jednolitą masę. Dodać mleko i olej.
Cały czas miksując porcjami dodawać mąkę.
Ciasto wylać do tortownicy wyłożonej papierem lub posmarowanej masłem i posypanej bułką tartą.
Na cieście ułożyć pokrojone gruszki i posypać kilkoma łyżkami brązowego cukru.
Piec około godzinę (do suchego patyczka) w temperaturze 180 stopni.


Smacznego

piątek, 22 sierpnia 2014

Kochając Franka - Nancy Horan

Kupiona prawie zaraz po premierze i mimo licznych zachwytów ze strony rodziny jakoś nie mogłam się zebrać do tej książki. A teraz trochę żałuję że tak długo zwlekałam z czytaniem.

Kochając Franka jest fabularyzowaną biografią znanego architekta Franka Lloyda Wright opowiadającą o jego związku z Mamah Borthwick.

Akcja toczy się w latach 1907-1914. Autorka dokładnie oddała klimat początku XX wieku. Mamy tu poruszony problem sufrażystek i pozycji kobiet w ówczesnym świecie. Są spotkania ruchu kobiet, podziały na białych i kolorowych, nieufność wobec wykształconych kobiet i małżeństwo jako jedyna rzecz, do której powinna dążyć kobieta.
Całość skupia się na romansie Franka i Mamah oraz na konsekwencjach jakie ich zachowanie wywołało.

Historia opowiedziana jest głównie z punktu widzenia Mamah. Treść jest uzupełniona fragmentami jej dziennika oraz korespondencją między Mamah, a szwedzką pisarką Ellen Key.


Wartka akcja sprawia, że książkę czyta się dość szybko i nie jest męcząca, jak niektóre książki biograficzne. Warto przeczytać, chociażby po to, żeby poczuć klimat początku ubiegłego wieku.


wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - sukienka

źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Surówka z ogórków małosolnych



Lubię nieoczywiste połączenia smaków. Szczególnie we wszelkiego rodzaju surówkach i sałatkach.

Sezon ogórkowo-przetworowy w pełni więc...

...podstawą surówki są ogórki małosolne, które w połączeniu z chrupiącymi warzywami i odrobiną majonezu dały ciekawy efekt końcowy.


Składniki:

  • 3 duże ogórki małosolne
  • 1 średniej wielkości kalarepa
  • 1 średniej wielkości strąk czerwonej papryki
  • 1 mała cebula
  • 2 łyżki majonezu
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Ogórki przekroić na cztery i pokroić w plasterki.
Cebulę pokroić w drobną kostkę, kalarepę w słupki, paprykę w piórka.
Warzywa wymieszać, doprawić solą i pieprzem. Dodać majonez i całość jeszcze raz wymieszać.
Odstawić na mniej więcej godzinę, żeby smaki się przegryzły.

Smacznego.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Wiśniowy pudding z kaszki kukurydzianej


Jestem fanką śniadań, które można przygotować dzień wcześniej, a rano wstać i od razu jeść.

Jednym z takich dań jest pudding z kaszki kukurydzianej. Pyszny, sycący, prosty w przygotowaniu. Można go jeść zarówno w domu jak i zabrać ze sobą jako drugie śniadanie do szkoły/pracy.

Dziś w wersji wiśniowej, ale inne owocowe smaki sprawdzą się równie dobrze.

Składniki (na 3 porcje):

  • 200 ml mleka
  • 200 ml wody
  • 7 łyżek kaszki kukurydzianej
  • 1 łyżka cukru
  • 150 ml soku wiśniowego domowej roboty (lub 2-3 łyżki syropu owocowego)

Przygotowanie:

Mleko z wodą i cukrem podgrzać. Dodać kaszkę. Gotować do zgęstnienia, często mieszając.
Zdjąć z ognia. Dodać sok i dokładnie wymieszać.
Rozlać do miseczek i zostawić do ostygnięcia.
Podawać z dżemem wiśniowym.


Smacznego

sobota, 16 sierpnia 2014

Nie odchodź, Julio - Ewa Barańska

Ot, zwykłe czytadło. Książeczka na jedno czy dwa popołudnia. A jednak ma w sobie coś, co ją wyróżnia na tle innych czytadeł. Jest tak zwyczajna, że aż miło.


Tytułowa bohaterka, Julia - zwyczajna nastolatka żyjąca w świecie nieco przerysowanych ludzi, dla których liczy się tylko opinia, kasa i dobra zabawa.
Wiktor - twardo stąpający po ziemi student, który na moment daje się zauroczyć imprezowym życiem.

Julia i Wiktor - dwoje młodych ludzi, którzy poznają się przez przypadek i nagle okazuje się, że łączy ich coś wyjątkowego.


A w tle szalone imprezy, intrygi, starożytność, trochę matematyki i ciężka choroba Julii.



Całość czyta się bardzo szybko i przyjemnie.
Jak dla mnie największym plusem książki jest jej normalność. Co prawda znajdziemy tu przerysowane zachowania elity, jak przykładowo imprezy. Ale autorka skupiła się bardziej na pokazaniu, że umysł ścisły też może być fajnym człowiekiem, a nie stereotypowym nieudacznikiem czy informatykiem w koszuli w kratę, czy też, że niektóre nastolatki interesuje historia starożytna, a nie tylko kosmetyki. Ponadto poruszony zostaje problem transplantologii, a sposób jego przedstawienia jest bardzo przystępny i zrozumiały nawet dla laika.

Podsumowując. Watro poświęcić tej książce swój czas.



wyzwanie czytelnicze: Grunt to okładka - sukienka

źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

czwartek, 14 sierpnia 2014

Chleb na sodzie

Uwielbiam piec chleb.
A chyba jeszcze bardziej wyrabiać ciasto chlebowe.

Mniej więcej tydzień temu przypadkiem trafiłam na program Chleby Paula Hollywooda i ten przepis zauroczył mnie na tyle, że przygotowanie go było tylko kwestią czasu.

Chleb na sodzie jest bardzo prosty i szybki w przygotowaniu i nie powinien sprawić problemu nawet osobie, która nigdy wcześniej nie piekła chleba.

Tylko dla mnie mógłby być mniej słony... kwestia gustu.

Składniki:

  • 0,5 kg mąki (może być: pszenna, pół na pół pszenna i razowa, chlebowa, itp.)
  • 1 łyżeczka sody
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 400 ml maślanki

Przygotowanie:

Mąkę przesiać do dużej miski. Dodać sól i sodę. Zalać maślanką.
Wyrobić ciasto. Uformować okrągły bochenek. Naciąć na krzyż, prawie przeciąć. (dzięki temu chleb ładnie i równomiernie wyrośnie). Wierzch delikatnie posypać mąką.
Piec na blaszce wyłożonej papierem przez 30 minut w temperaturze 200 stopni.
Po wyjęciu z piekarnika wystudzić na kratce.


Smacznego :)

środa, 16 lipca 2014

Czystopis - Sergiej Łukjanienko

Na wstępie muszę przyznać, że do Czystopisu podchodziłam z pewnego rodzaju nieufnością. Dość duży wpływ miały na to opinie innych czytelników i ta obawa czy kontynuacja dorówna swojej poprzedniczce.

I w sumie nie zawiodłam się.

Czystopis różni się nieco od Brudnopisu. Oczywiście znowu mamy światy równoległe, wartką akcję i świetnych bohaterów. Odniosłam nawet wrażenie, że autor pozwala sobie na więcej luzu, a książkę poniekąd można podzielić na dwie części. W pierwszej z nich dominuje humor. Pojawia się nawet Elbląg (ach ten patriotyzm lokalny). Druga jest nieco filozoficzna i bardziej skupia się na istocie istnienia światów równoległych oraz na zależnościach między nimi.

Czystopisie pojawiają się nowe światy, z których dwa mają istotne znaczenie dla całej historii. Dzięki rozmowom bohaterów, którzy chcą się jak najwięcej dowiedzieć, są dokładniej opisane i możemy je lepiej poznać.

Całość trzyma w napięciu, chociaż zakończenie może być zaskakujące/rozczarowujące i jest chyba aż za bardzo zwyczajne, jak na tą historię.

Podsumowując Czystopis trzyma poziom swojej poprzedniczki i stanowi dobre uzupełnienie historii Kiryła.
Bez wątpienia jest to dylogia warta poznania i to nie tylko przez fanów światów równoległych.


źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

niedziela, 13 lipca 2014

Brudnopis - Sergiej Łukjanienko

O Siergieju Łukjanience słyszałam dużo dobrego. Po przejrzeniu jego dorobku najbardziej zachęcił mnie Brudnopis.

Jakiś tydzień temu, w końcu Brudnopis zawędrował na moją półkę. Zaczęłam czytać... i przepadłam.


Początek jest bardzo obiecujący. Dwudziestokilkuletni Kirył, o którym nagle wszyscy (włącznie z psem) zapominają i Natalia, która do pewnego stopnia zajmuje jego miejsce. A potem jest już tylko lepiej. Na wskroś współczesna Rosja z wyraźnymi naleciałościami poprzedniego systemu. Mnożące się jeden po drugim światy równoległe. Tajemniczy Mistrzowie/funkcyjni obdarzeni nadnaturalnymi mocami. Dobrze skonstruowana intryga i akcja nakręcająca się niczym rollercoaster.

Poza głównym bohaterem mamy całą paletę nietuzinkowych postaci, których w większości nie da się nie lubić. Jest z pozoru ciapowaty Kotia, zołzowata Natalia, Feliks i inni funkcyjni, z których każdy ma swoją historię. Nawet epizodyczne postacie, jak m.in. pisarz Mielnikow, czy taksówkarz, są dopracowane i mogą zapadać w pamięć.

Książkę czyta się dość szybko. Głównie dzięki wartkiej akcji i pomysłowej intrydze. A zakończenie pozostawia niedosyt i dużo pytań, na które czytelnik chce jak najszybciej poznać odpowiedzi.

Teraz mam nadzieję, że kontynuacja trzyma poziom.




I jeżeli wszystkie książki Łukjanienki chociaż trochę przypominają historię Kiryła, to chcę więcej.




źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

wtorek, 1 lipca 2014

Kolorowe palmiry z cynamonem


Za oknem momentami smętnie.
W lodówce opakowanie ciasta francuskiego.
I na dokładkę za jakieś pół godziny przychodzą goście.

Po przejrzeniu zawartości szafek zapadła decyzja: palmiry.
Szybko się je przygotowuje i są naprawdę pyszne.

A te wczorajsze zniknęły w mgnieniu oka.


Składniki:

  • opakowanie ciasta francuskiego
  • 1/2 opakowania posypki cukrowej
  • 1/2 łyżki cynamonu
  • 2-3 łyżki cukru

Przygotowanie:

Ciasto francuskie wyjąć z opakowania i rozłożyć.
Na ciasto równomiernie wysypać posypkę, cynamon i cukier.
Zawinąć z obu stron do połowy i pokroić na plasterki o grubości ok. 1 cm.
Plasterki "skleić" tak by utworzyły kółko i układać "na sztorc" na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec około 15-20 minut w temperaturze 180 stopni. 


Posypkę można zastąpić czekoladą, mielonymi orzechami lub innym ulubionym dodatkiem.


Smacznego

czwartek, 26 czerwca 2014

Liebster Blog Award


Tytułem wstępu...
ta notka leżała u mnie na komputerze już od dobrych dwóch miesięcy i jakoś nie mogłam się zebrać żeby ją skończyć i znaleźć blogi, które mogłabym nominować. Ale skoro są odpowiedzi, to będą same odpowiedzi.



No i stało się. Ula z Pełnego zlewu pacnęła mnie w łepetynkę, że nominowała mnie do Liebster Blog Award. Nie spodziewałam się, bo ja cały czas twierdzę, że ja to taki jeszcze malutki bloger jestem.

Ale do rzeczy:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.



Skoro są pytania to trzeba by na nie odpowiedzieć...

1. Książka, przez którą pierwszy raz zarwałaś noc?

Zarwanie nocy jest ciut niewymierne bo zdarza mi się dla jakiejś książki zarwać dzień i pozwoliłam sobie wprowadzić tu dodatkowe kategorie.
Pierwsza książka, która ukradła mi kilka dni z życia:
J.R.R.Tolkien - Władca Pierścieni
Spałam jak już koniecznie musiałam, jadłam jak kazali i czytałam, czytałam, czytałam... Całość w niewiele ponad tydzień.
Pierwsza książka, którą po prostu musiałam przeczytać w ciągu nocy:
Paulo Coelho - Weronika postanawia umrzeć
Dawne, dobre czasy... Szalone lata nastoletnie, gdzie podczas jednego z wyjazdów nagle wszyscy chcieli przeczytać tą książkę i wypadało około 12 godzin na osobę... i mi przypadła noc.
Pierwsza książka, która przez którą faktycznie zarwałam noc:
Vanessa Diffenbaugh - Sekretny język kwiatów
Książka, która zawładnęła mną od pierwszej strony... złapała i już nie puściła. A że zaczęłam ją czytać wieczorem, to noc zrobiła się jakaś taka krótka.
W sumie mogłabym tak jeszcze długo wymieniać, ale chyba te trzy wystarczą.

2. Herbata z mlekiem czy kawa bez cukru?

Jak już to kawa bez cukru, bo zawsze ją można dosłodzić, np. krówkami. A tak naprawdę, to najchętniej herbata, zielona, bez niczego, w ilościach ostatnio hurtowych.

3. Słowa, których nie cierpisz?

Hmm... chyba nie ma jako takiego jednego słowa, które szczególnie by mnie denerwowało. Ale po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że bardzo denerwują mnie zdrobnienia typu pieniążki, chlebek itp. Dla mnie pieniądze to pieniądze i tyle.

4. Twoje ulubione zajęcie domowe?

W moim wypadku oczywistym wyborem wydaje się gotowanie, ale jak dla mnie jest to zabawa. I może to zabrzmi dziwnie, ale uwielbiam myć okna. Jak jest odpowiednia pogoda to nawet się można przy okazji poopalać. Poza tym w moim prywatnym top 3 są jeszcze koszenie trawy i szeroko pojęte psucie (typu rąbanie drewna).

5. Twoje marzenie o szczęściu?

Szczęścia się nie definiuje, ono po prostu jest.
Patrząc na to, co (i ile) ostatnio dzieje się w moim życiu to powyższa linijka jest dla mnie jak motto. Staram się nie marzyć i nie planować tylko cieszyć się każdą chwilą i czerpać z niej jak najwięcej.
Poza tym jak już coś zaplanujemy, to przeważnie jakiś kawałek reszty świata spieprzy nasz idealny scenariusz.

A jak już mówimy o jakimś konkretniejszym marzeniu, to chciałabym móc za kilka lat powiedzieć, że cieszę się, że dokonałam takich, a nie innych wyborów i że jestem w takim, a nie innym miejscu, wśród ważnych dla mnie ludzi i robię to, co zawsze chciałam robić.

6. Co wzbudza u Ciebie obsesyjny lęk?

Niestabilne, moim zdaniem, konstrukcje. Boję się wind starego typu, bo jak byłam mała, to pamiętam całą serię wypadków z zaciętymi windami. Panicznie boję się mostów, bo widać szpary między deskami i zawsze mam wrażenie, że przez taką dziurę gdzieś spadnę. A chyba najbardziej boję się drabin i konstrukcji typu wieże widokowe, które mają mega dużo schodów i wydają mi się strasznie niestabilne.
Staram się z tym walczyć, ale bywa ciężko. Szczególnie jak muszę przejść po moście na Wiśle, wdrapać się na jakiś punkt widokowy czy wnieść coś po drabinie na stryszek.
A co śmieszniejsze jakoś łażenie po drzewach mnie nie przeraża.

7. Dar natury, który chciałabyś posiadać?

Jeśli zdefiniujemy dar natury jako umiejętność/cechę jakiegoś zwierzęcia lub rośliny to chciałabym być kameleonem. Myślę, że to byłby dość ciekawy i oryginalny sposób poznania drugiego człowieka. Tak wtopić się w otoczenie i obserwować, co dana osoba lubi czym się zajmuje. To byłoby bardzo inspirujące doświadczenie.

8. Kim lub czym chciałabyś być, gdybyś nie była tym, kim jesteś?

Lubię swoje życie i podejrzewam, że moje wybory prędzej czy później doprowadziłyby mnie do tego miejsca, w którym teraz jestem.
Ale gdybym miała jeszcze raz wybierać: to na pewno nie zrezygnowałabym tak łatwo ze śpiewania i bardziej walczyłabym o to, żeby odległość nie miała wpływu na moje relacje z trójką moich przyjaciół. I przede wszystkim cały czas chcę być po prostu sobą.

9. Kiedy kłamiesz?

Staram się być zawsze szczera, nawet jeśli ma to kogoś zaboleć. Chociaż jeżeli bardzo zależy mi na jakieś relacji, a nie do końca jestem pewna czy tego samego oczekuje druga strona, to jestem wtedy dość wycofana. Nie mówię wtedy całej prawdy i część rzeczy ukrywam, więc to chyba też liczy się jako kłamstwo.
No i oczywiście kilka razy zdarzyło mi się naściemniać na jakimś egzaminie albo przy odpowiedzi. Tak żeby zagadać/zamaskować niedouczenie.

10. Słowa, których nadużywasz?

Zamiast słów ostatnio nadużywam różnego rodzaju określeń dźwiękonaśladowczych typu pfff, łoohooo itp. Poza tym jak się wkurzę to używam "poetyckiego" określenia kurza dupa. A w sytuacji wystąpień publicznych znajomi zwrócili mi uwagę, że jak się zamotam sama ze sobą to mówię co by tu jeszcze powiedzieć.

11. Jaki jest obecny stan Twojego umysłu?

Szeroko pojęty chaos... robię dużo różnych rzeczy, kilka innych mam w planach. Do tego jeszcze przydałby się czas na tak zwany czas tylko i wyłącznie dla siebie.
Chaos bierze się z tego, że muszę jakoś ogarniać cały swój świat i jeszcze kilka rzeczy dookoła. Wartościowanie i ustalanie kolejności działania wyzwala we mnie bardzo dużo kreatywności. I im więcej do ogarnięcia, tym zabawniej.

Tak. W mojej głowie zdecydowanie jest chaos, ale taki pozytywny. Lubię go.

wtorek, 24 czerwca 2014

Czwarty kąt trójkąta - Ewa Siarkiewicz

Są takie książki, które same sobie wybierają moment, w którym mamy je przeczytać.
Czwarty kąt trójkąta zaintrygował mnie już od momentu premiery. Później, gdy trafiła się okazja na zdobycie swojego egzemplarza, trafiłam na zdanie "Gdzie są ciacha, kiedy są potrzebne?" i wiedziałam, że ta książka to dobry wybór. Jednak zanim zabrałam się za czytanie, książka grzecznie przeczekała na półce prawie półtora roku. Dopiero kilka dni temu nieśmiało uśmiechnęła się do mnie z półki i spędziłyśmy wspólnie kilka godzin.

Historia rozpoczyna się w czasie urodzinowego przyjęcia Katarzyny. Jej córki, w ramach prezentu, zapraszają wróżkę, która swoją przepowiednią, zasiewa lekki niepokój w jubilatce i jej najbliższych. A następujące później wydarzenia zmuszają bohaterów do zmierzenia się z ukrywanymi lękami i problemami. Mimo jednoczących wszystkich problemów, każdy z bohaterów ma swój oddzielny wątek.

Katarzyna, która owdowiała kilka lat wcześniej próbuje na nowo poukładać sobie życie. Założyła nawet agencję matrymonialną z naciskiem na osoby w średnim wieku, jednak cały czas nie znalazła swojego wymarzonego 'księcia'.

Jej starsza córka Julia jest bardzo skryta i wycofana. Trauma z przeszłości powoduje, że coraz bardziej zamyka się w sobie, krzywdząc zarówno siebie, jak i najbliższych. Dopiero wypadek męża i świadomość, że ktoś usiłuje się na nich zemścić, budzi ją do życia.

Natomiast Mona, młodsza z córek, jest wulkanem energii. Ciągle w biegu, nigdzie nie może zagrzać miejsca na dłużej. W trosce o dobro najbliższych, często działa pod wpływem impulsu, bez względu na możliwe konsekwencje swoich decyzji.

Do tego ciekawie naszkicowane postacie drugoplanowe, z których każda wnosi do książki coś od siebie.
Jest wróżka Eleonora, nieco staromodny Adam, Damian, który za wszelką cenę usiłuje odciąć się od przeszłości, nieco zwariowana Ula i inne kuzynki/koleżanki głównych bohaterek.


Całość czyta się bardzo szybko i tak na prawdę nie wiadomo kiedy zleciało te klika godzin przy lekturze.
Tak. Czwarty kąt trójkąta jest typowym lekkim, łatwym i przyjemnym babskim czytadłem, ale z drugiej strony ma w sobie coś fajnego.
Zdecydowanie warto dać jej szansę i spędzić z nią leniwe popołudnie.


źródło okładki: http://www.proszynski.pl/

sobota, 21 czerwca 2014

Smażone białe szparagi

Szparagi.


Jakoś, sama nie wiem czemu, wcześniej nigdy nie miałam okazji ich przyrządzać (ani chyba próbować).
W czasie ostatnich zakupów, tak ładnie się do mnie uśmiechały, że nie mogłam im odmówić.

W przygotowaniu postawiłam na prostotę i intuicję. I muszę przyznać, że jak na debiut wyszło genialnie.

Składniki:

  • 500 gram białych szparagów
  • 3-4 łyżki klarowanego masła
  • duży ząbek czosnku
  • szczypta imbiru
  • pół łyżeczki rozmarynu
  • sól, pieprz, pieprz ziołowy do smaku

Przygotowanie:

Szparagi obrać, usunąć zdrewniałe końce, opłukać i pokroić na mniejsze kawałki.
Czosnek posiekać/rozetrzeć z solą. Na patelni rozgrzać masło. Wrzucić szparagi. Dodać czosnek. Doprawić solą pieprzem, pieprzem ziołowym, imbirem i rozmarynem. Smażyć około 5-7 minut tak żeby szparagi lekko się zrumieniły.

Dziś u mnie w towarzystwie sosu pomidorowego, podkręconego nieco cynamonem.


Smacznego. 


środa, 18 czerwca 2014

Sałatka owocowa


Idealny letni deser?


Lekki. Dobrze schłodzony i obowiązkowo pełen owoców.

Jednym z deserów pasujących do tego opisu jest sałatka owocowa.
Wiadomo ile osób, tyle sałatek.
Tym razem, u mnie na talerzu zagościły owoce z jogurtowym sosem i nutą cynamonu.


Składniki (na około 6 porcji):

  • 3 średniej wielkości banany
  • 2 kiwi
  • 3 nektarynki
  • mała kiść winogron bezpestkowych
  • sok z połówki cytryny
  • łyżka miodu
  • łyżeczka cynamonu
  • szczypta imbiru i cynamonu do smaku
  • kubek jogurtu naturalnego
  • pół łyżeczki cukru trzcinowego [opcjonalnie]

Przygotowanie:

Banany pokroić w półplasterki i skropić sokiem z cytryny. Winogrona pokroić na połówki, kiwi i nektarynki w kostkę. Owoce posypać cynamonem, polać miodem i dobrze wymieszać. Wstawić na kilka godzin do lodówki.
Jogurt wymieszać ze szczyptą imbiru i cynamonu, i opcjonalnie z cukrem.
Schłodzone owoce nałożyć do miseczki lub na talerz, polać jogurtem i cieszyć się letnim zastrzykiem witamin.

Smacznego

czwartek, 5 czerwca 2014

Wiosenna sałatka z dresingiem pomarańczowym


Sesja i okolice.
Nie dojadam.
Nie dosypiam.
Nie mam na nic czasu.
I zdecydowanie mam dość fast foodów.

W ramach powrotu do normalnej żywności przygotowałam lekką, wiosenną sałatkę pełną świeżych warzyw z nieco orientalnym dresingiem.

Wyszło przepysznie.



Składniki (na 1 porcję):

  • duża garść liści sałaty (mogą być różne rodzaje)
  • 1/3 strąka średniej papryki
  • 5-6 rzodkiewek
  • 5-6 pomidorków koktajlowych
  • 2-3 łyżki niesolonych ziaren słonecznika
Dresing:
  • 1 łyżeczka ketchupu
  • 3 łyżki soku pomarańczowego
  • szczypta cynamonu
  • szczypta imbiru
  • szczypta ostrej papryki
  • sól i pieprz do smaku
Przygotowanie:

Słonecznik uprażyć. Sałatę umyć i porwać na mniejsze kawałki. Paprykę pokroić w dużą kostkę, rzodkiewkę w półplastry, pomidory (w zależności od wielkości) na połówki lub ćwiartki.
Sałatę ułożyć na talerzu. Na wierzchu rozsypać pokrojone warzywa i posypać prażonym słonecznikiem.
W wersji lunchboxowej układać warstwami sałatę, warzywa i słonecznik.
Całość polać dresingiem.

Smacznego.

środa, 21 maja 2014

Cyrk Nocy - Erin Morgenstern

Kiedy ostatnio byłeś/byłaś w cyrku?

Takim prawdziwym, z wielkim namiotem, akrobatami, poskramiaczami dzikich zwierząt...
Mówisz, że jako dziecko. To chyba strasznie dawno.

Wyobraź sobie teraz, że jest pogodny wieczór. Wybierasz się na spacer. I nagle przed Tobą, jeden po drugim, wyrastają namioty w czarno-białe pasy. Podchodzisz bliżej. Przy bramie wita Cię niezwykły zegar. W oddali widzisz biały płomień ogniska.
Decydujesz się wejść do środka. Wiesz, że tej nocy nie zaśniesz.
Witaj w Cyrku Nocy...


To nie jest zwykły cyrk. To ponad czterysta stron przepełnionych magią. Niezliczona ilość czarno-białych namiotów, z których każdy kryje inną atrakcję. Unoszący się wszędzie zapach jabłek pieczonych w karmelu. Półprzezroczysty, pojawiający się od czasu do czasu magik. Elegancki mężczyzna w szarym garniturze, który nie ma cienia. Płomiennie rude bliźniaki, wybijające się na monochromatycznym tle. Kobieta guma, wróżka, treserzy zwierząt, stary zegarmistrz. Czarno - biali widzowie z subtelnym dodatkiem czerwieni. Piękna iluzjonistka i obserwujący wszystko z boku magik, zbyt podobni do siebie, żeby móc rywalizować.
I pojawiająca się w głowie myśl "niech ta książka się nie kończy".


Cyrk Nocy skupia się na historii Celii i Marca, którzy w dzieciństwie zostali wybrani do stoczenia magicznego pojedynku. Cyrk ma być tylko areną, która ma pomóc wyłonić zwycięzcę. Ale jak raz się do niego wejdzie, chce się tam ciągle wracać.
Wszystko związane z cyrkiem przyciąga do siebie czytelnika. Zaczynając od stonowanej okładki, przepełnionej migoczącymi gwiazdami, przez wciągającą historię, aż po niezwykle plastyczne opisy poszczególnych namiotów, czy występów.
Ponadto mamy okazję poznać cyrk oczami pomysłodawców, artystów i najwierniejszych widzów. Tworzy to bardzo klimatyczną mieszankę, która oczarowuje od pierwszej strony i zostaje z czytelnikiem długo po skończeniu lektury.


I pamiętaj...
Cyrk pojawia się znikąd.



źródło okładki: http://www.weltbild.pl/



środa, 30 kwietnia 2014

Guacamole



Wiosna w pełni.
Na talerzach kolorowo, warzywnie i smacznie.

Dziś na dokładkę bardzo szybko.
Nie do końca klasyczne guacamole. Lekko pikantne i kwaskowate.

Pasuje zarówno do chrupiącej bagietki z serem brie, jak i do śledzia.




Składniki:

  • 1 dojrzałe awokado
  • łyżeczka soku z cytryny
  • 1/4 strąka czerwonej papryki
  • 5-6 pomidorków koktajlowych
  • 1/2 łyżeczki ostrej papryki
  • sól, pieprz, pieprz ziołowy (do smaku)


Przygotowanie:

Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę i ponacinać w dość drobną kratkę. Wydrążyć łyżką i skropić sokiem z cytryny.
Doprawić solą, pieprzem i ostrą papryką.
Paprykę pokroić w drobną kostkę. Pomidory podzielić na ćwiartki. Wymieszać warzywa z pastą z awokado.


Smacznego

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pływanie - Nicola Keegan

Niebieski.
Woda.
Chlor.
Basen.
Pływanie.
Ucieczka.
Tragedia.
Życie.

W sumie te osiem słów wystarczyłoby do pisania Pływania autorstwa Nicoli Keegan.

Philomena (Pip) pierwszy raz trafia do basenu jako dziewięciomiesięczny szkrab i z miejsca staje się on jej drugim domem. Domem, w którym może uciec od wszystkich problemów.Domem gdzie liczą się tylko kolejny oddech i odpowiedni ruch ramion, czy nóg.

Pip pływając odcina się od świata, w którym zginął jej ukochany ojciec, matka jest pogrążona w depresji, a siostry zdecydowanie nie należą do kategorii statystycznych dziewcząt. Pływanie doprowadza główną bohaterkę na szczyt. Kolejne długości basenu, kolejne tytuły i medale. Kolejne Igrzyska Olimpijskie. Świat sportu przez duże S. Kontuzja i świat poza basenem. Świat tak ludzki i jednocześnie przerażający. Świat tak inny niż bezpieczny prostokąt basenu. Świat, z którym jednak trzeba się zmierzyć.


Pływanie jest książką dość specyficzną. Jeżeli trafi na odpowiedniego czytelnika, to jest w stanie go zahipnotyzować już od pierwszych zdań. Dla innego styl i język książki mogą być męczące.

Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy i zdecydowanie polecam "Pływanie".


wyzwanie czytelnicze: Book-Trotter

źródło okładki: http://www.gwfoksal.pl/

sobota, 19 kwietnia 2014

Mazurek makowy

Wielkanoc.
Czas jajek, mazurków i bab wszelkiej maści. Czas dań, które robi się tylko raz do roku.

Jednym z takich moich prywatnych hitów jest mazurek makowy. Kruche ciasto, mocno bakaliowa masa i dużo śmiechu przy dekoracji.
No bo przecież, co roku trzeba wmyślić coś nowego, żeby nie było widać, że znowu to samo ciasto ;)



Składniki:

Ciasto:

  • 250 g mąki
  • 250 g masła
  • 5 łyżek cukru pudru
  • 3 żółtka ugotowane na twardo
Masa:
  • 200 g maku
  • łyżka mąki ziemniaczanej
  • łyżka bułki tartej
  • 100 g cukru
  • 3 jajka
  • 1/4 szklanki mleka + mleko do zaparzenia maku
  • 1/4 łyżeczki sody
  • 100 g migdałów
  • 50 g rodzynek
  • aromat migdałowy

Przygotowanie:

Mak sparzyć mlekiem, odsączyć i trzy razy zmielić.
Mąkę posiekać z masłem i cukrem pudrem. Dodać przetarte przez sito żółtka. Wyrobić ciasto.
Zawinąć w folię i zostawić w lodówce na około 30 minut.
Schłodzone ciasto rozwałkować na placek o grubości około 1 cm. Wylepić nim prostokątną formę podnosząc brzegi ciasta na wysokość około 3 cm.
Utrzeć żółtka z cukrem. Dodać mak, mąkę ziemniaczaną, bułkę tartą i mleko.
Białka ubić na sztywną pianę. Dodać do masy makowej i dokładnie wymieszać.
Do masy dodać sodę, aromat migdałowy oraz bakalie. Całość wymieszać i rozsmarować na wcześniej przygotowanym cieście.
Piec 25 minut w temperaturze 180 stopni.
Po ostudzeniu udekorować według uznania.


Smacznego.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Dlaczego pisarz nie pisze chociaż powinien

Jak to ostatnio w moim przypadku wszystko co "złe" to Ula z Pełnego zlewu... Znaczy "zmusza" mnie kobieta do różnych kreatywnych rzeczy. Tym razem padło na historię pisarza, który nie pisał.
Miłego czytania.




Nie tak dawno temu i nawet całkiem blisko, bo tu w Olsztynie, żył sobie pewien bardzo znany pisarz. W swoim dorobku miał już wiele popularnych powieści, których napisanie przyszło mu niezwykle łatwo. Jednak tym razem było zupełnie inaczej. 
Ta książka miała być wyjątkowa i magiczna. 
To była urodzinowa bajka dla jego ukochanej siostrzenicy. Nawet nie przypuszczał, że pozornie mała książeczka przysporzy mu aż tylu problemów.

Już od ponad tygodnia siedział zamknięty w swoim mieszkaniu, a i tak nie udało mu się napisać ani słowa. Wcześniej próbował już chyba wszystkiego: zwiedzał swoje miasto, zarówno za dnia jak i nocą, szukał inspiracji w literaturze dziecięcej, a właścicielka kamienicy, w której mieszkał bezterminowo dała mu klucze na poddasze, żeby mógł w spokoju pisać.

Wszystko na nic. Był coraz bardziej sfrustrowany i zniechęcony. A czas zdawał się płynąć coraz szybciej.

Wtem pewnego ranka usłyszał dzwonek do drzwi. Kto u diabła chciał coś od niego o tak barbarzyńskiej porze. Zdenerwowany podszedł do drzwi z zamiarem przegonienia intruza. Jakie było jego zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi zastał tylko niewielką paczkę z napisem „Przeczytaj mnie, a czeka Cię wielka niespodzianka”. Zaintrygowany zaczął rozpakowywać zawiniątko. W środku była książka, jakiej jeszcze nigdy nie widział. Stara skórzana oprawa, misterne metalowa okucia i wręcz hipnotyzujący tytuł  KSIĘGA ZAPOMNIANYCH MARZEŃ SENNYCH. Była przepiękna.

Czytanie takiej książki wymaga specjalnej oprawy – pomyślał. Zaparzył dzbanek mocnej kawy i tak przygotowany udał się na poddasze. Cóż za przyjemność oddać się lekturze w letni poranek, przy szeroko otwartych oknach. Szczególnie, że lektura okazała się bardzo wyjątkowa. Każda strona przenosiła go do coraz to nowego świata.

Księga pochłonęła go do tego stopnia, że nie zauważył nadciągających ciemnych chmur. Burza przyszła nie wiadomo skąd i pech (a może przypadek) chciał, że jeden z piorunów trafił w okucia książki, dotkliwie rażąc pisarza.

Kiedy się ocknął było już ciemno, na domiar złego książka zniknęła. Niepewnym krokiem ruszył do swojego mieszkania. To, co tam zastał, przeraziło go. Wszędzie panował niesamowity bałagan. A na dokładkę z kuchni dochodziły dziwne dźwięki. Źródło dźwięku zaskoczyło go jeszcze bardziej. W jego, zazwyczaj pustym, zlewie siedziały dwa biało – czarne koty. Ale to nie były takie zwykłe dachowce. Czarne łaty na ich futrze tworzyły litery, a nawet całe wyrazy, które koty wzajemnie czyto – miauczały. Do kompletu na podłodze siedział pies. Był jasnobrązowy, tylko wokół oczu miał ciemne obwódki wyglądające jak okulary. Gdy tylko koty zaczynały swoje czytanki od razu na nie warczał, niczym groźny bibliotekarz uciszający niesforne dzieciaki.

Muszę się wydostać z tego koszmaru – pomyślał przerażony pisarz. Zaczął biec przed siebie i…

…obudził się na podłodze poddasza. Kawa zdążyła już wystygnąć, a koło niego leżał zwykły zeszyt. Pospiesznie wrócił do mieszkania i zaczął opisywać historię dwóch książko – kotów i pilnującego ich psa – bibliotekarza. A wszystkie ich przygody działy się w światach pogubionych marzeń sennych. 

sobota, 5 kwietnia 2014

Czekoladowe ciasto z orzechami laskowymi


Tort na urodzinowe grill party? Czemu nie?
Tyle, że to nie może być taki zwykły i nudny tort z kremem.
To musi być jednocześnie ciasto pasujące i do grilla, i do urodzin.

I tak od pomysłu, do pomysłu wybór padł na ciasto czekoladowe. Stosunkowo proste w przygotowaniu i pachnące jak domowy, czekoladowy krem do tortu. A na dokładkę pełne orzechów i innych dobrych rzeczy.


Składniki:

  • 240 g mąki
  • 30 g kakao
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • 250 g cukru pudru
  • 200 g masła
  • 150 g orzechów laskowych
  • 150 g gorzkiej czekolady
  • 50 g rodzynek
  • 2 łyżki miodu
  • 4 jajka
  • 2 łyżki rumu
  • sól

Przygotowanie:

Mąkę wymieszać z kakao i proszkiem do pieczenia. Posiekać orzechy oraz czekoladę.
Cukier puder utrzeć z masłem o temperaturze pokojowej.
Dodać żółtka, mąkę, miód, rum, bakalie oraz czekoladę i dokładnie wymieszać.
Białka z odrobiną soli ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z ciastem.
Przełożyć ciasto do prostokątnej formy wysmarowanej masłem i posypanej mąką [lub wyłożonej papierem do pieczenia].
Piec około 20-25 minut w temperaturze 200 stopni.
W połowie pieczenia przykryć ciasto folią aluminiową, żeby ciasto za bardzo nie ściemniało.
Zostawić do wystygnięcia w wyłączonym piekarniku.


Smacznego


Przepis inspirowany książką Włoskie smaki

poniedziałek, 31 marca 2014

Lekcje Madame Chic - Jennifer L. Scott

Lekcje Madame Chic uśmiechały się do mnie już od dnia premiery, jednak dopiero teraz nadarzyła się okazja do przeczytania tej książki. I zdecydowanie warto było na tą okazję czekać.

W tej książce praktycznie wszystko jest takie jak być powinno. Od urzekającej swoją prostotą okładki, przez krótkie rozdziały, po zapamiętaj s'il vous plaît. No i oczywiście subtelny Paryż w tle.

Całość podzielona jest na trzy części: Dieta i aktywność fizyczna, Styl i uroda oraz Jak żyć z klasą. Każda z nich jest inna i na swój sposób inspirująca.


Jako książkoholika z zamiłowaniem kulinarnym pierwsza część urzekła mnie całokształtem. Aż chciałoby się praktycznie od razu przygotować jakąś małą ucztę i zaprosić przyjaciół do wspólnego biesiadowania.

W stylu i urodzie na pierwszy plan wybijają się naturalny makijaż (który na co dzień należy do moich ulubionych) oraz pewnego rodzaju zamiłowanie do swoistej estetyki ubioru. Fajnie jest wiedzieć, że jest gdzieś na tym świecie, kto podobnie do mnie nie przepada za wychodzeniem z domu w tzw. wyjściowym dresie.

Można powiedzieć, że w ostatniej części znalazły się wszystkie porady i rozważania, których nie dało się umieścić w poprzednich dwóch. Jak dla mnie stanowi to dość ciekawą, chociaż chwilami nierówną mieszankę różnych inspiracji.


Podsumowując dla mnie nie jest odkrywcza książka, ale bez wątpienia warto ją przeczytać i pozwolić sobie na przeniesienie się do świata bardziej chic.



wyzwanie czytelnicze: grunt to okładka - kobieta

źródło okładki: http://www.wydawnictwoliterackie.pl/

czwartek, 20 marca 2014

Tortilla z warzywami

Chyba w każdej kuchni zdarza się czasem taki dzień, że na nic nie ma czasu, ani chęci. Do tego lodówka i półki zaczynają świecić pustkami.

Wbrew pozorom taka sytuacja ma swoje plusy. Wyczarowanie czegoś z kuchennych "resztek" pobudza kreatywność i czasem można odkryć jakiś nowy ciekawy smak.

U mnie skończyło się to tortillą z lekkim, warzywnym sosem.

Składniki (na 2 porcje):

  • 2 placki tortilli
  • 1 ząbek czosnku
  • około 1/3 średniej wielkości cukinii
  • 1 duża marchew
  • garść mrożonej fasolki szparagowej
  • 330ml soku pomidorowego
  • 8 pomidorków koktajlowych
  • olej
  • sól, pieprz, bazylia, ostra papryka, imbir (do smaku)
  • cukier

Przygotowanie:

Cukinię i marchew obrać, pokroić w kostkę. Pomidory pokroić na ćwiartki. Czosnek posiekać.
Na oleju podsmażyć czosnek z przyprawami. Dodać cukinię, marchew i fasolę. Smażyć do uzyskania żądanej miękkości warzyw.
Dodać sok pomidorowy i odrobinę cukru. Dusić kilka minut.

Na suchej patelni podgrzać placki tortilli. Podawać z sosem.


Smacznego.

sobota, 15 marca 2014

Antychrysta - Amélie Nothomb

To już moje dwunaste spotkanie z twórczością "Niesfornego Dziecka Literatury" i jak [prawie] zawsze spotkanie było udane.

Tym razem poznajemy dwie szesnastolatki: Blanche oraz Christę. Pierwsza z nich jest wyobcowaną samotniczką, natomiast druga błyszczy w towarzystwie. Jeden niewinny uśmiech splata ich losy. Co w efekcie powoduje lawinę nieprzewidzianych zdarzeń.

Całość poznajemy z punktu widzenia Blanche. Od jej zachwytu Christą, przez poznanie prawdziwej natury przyjaciółki, aż do wewnętrznej przemiany Blanche i pewnego rodzaju zemsty.


Całość na początku jest nieco męcząca. Dopiero gdy Blanche decyduje się wyjść ze swojej skorupy książka robi się lżejsza i przyjemniejsza w czytaniu.





wyzwanie czytelnicze: grunt to okładka - kobieta

źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/

czwartek, 13 marca 2014

Parówki w cieście francuskim

Na co dzień, w mojej kuchni królują warzywa i warzywa, ewentualnie owsianki, kasze, ryże i inne równie pyszne rzeczy.

Jednak czasami mam ochotę na coś nie aż tak zdrowego. Jedną z takich moich kulinarnych słabostek są parówki zapiekane w cieście francuskim.

Przygotowuje się je bardzo łatwo i szybko.I przede wszystkim genialnie smakują...

...szczególnie jak ostatni raz na stole gościły kilka miesięcy wcześniej.

Składniki:

  • opakowanie parówek (6 sztuk)
  • opakowanie ciasta francuskiego
  • dowolny sos (według uznania)

Przygotowanie:

Ciasto francuskie podzielić wzdłuż na sześć części.
Spiralnie owinąć każdą parówkę.
Piec 15-20 minut w temperaturze 180 stopni.

Podawać z sosem.


Smacznego