wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie literackie 2013

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy bardzo dobrze mi się czytało. Duży wpływ miał na to mój plan zajęć, który pozwalał na spędzenie popołudnia tylko i wyłącznie z książką.

Przybyło mi 162 przeczytane książki. Taki imponujący wyniki, w dużej mierze zawdzięczam temu, że w tym roku o wiele lepiej czytało mi się cienkie książki. Około połowa z tegorocznych książek miała nie więcej niż 250 stron.

W sumie przeczytałam 41900 stron, z których 1160 miało formę audiobooka. Na książkę przypadło średnio 259 stron. Najcieńszą tegoroczną książką była "Ewangelia według Artema" autorstwa Dmitrija Glukhovskiego i liczyła zaledwie 16 stron. Dla równowagi, najgrubszą książką było "1001 wynalazków, które zmieniły świat" pod redakcją Jacka Challonera, która liczyła aż 960 stron.

Zdecydowaną większość przeczytanych w tym roku książek, stanowiła literatura zagraniczna. Z polskiej literatury udało mi się przeczytać kilka ciekawych pozycji i spodziewam się, że w przyszłym roku będzie ich więcej.
Jak co roku, część z przeczytanych książek stanowiły wydawnictwa specjalistyczne, które są mi potrzebne na studiach.

Jakiś czas temu postanowiłam czytać sto stron dziennie - codziennie. Czasami udawało się więcej, czasami mniej. Ostatecznie dziennie czytałam średnio prawie 115 stron.

I na koniec moje zupełnie subiektywne top 9 książek przeczytanych w 2013 roku. Kolejność książek (prawie) losowa.



I oby przyszły rok był równie owocny książkowo.


Okładki pochodzą, ze stron wydawnictw.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tort makowy



W kulinarnej części Bożego Narodzenia najfajniejsze jest czekanie na smakołyki, które pojawiają się na stole tylko raz do roku.

Jednym z moich ulubieńców jest tort makowy. Ciasto jest dość ciężkie i wilgotne, wypełnione po brzegi bakaliami. Wykończony maślanym kremem czekoladowym.




Składniki:
ciasto:

  • 250 g maku
  • 500 ml mleka
  • 8 jajek
  • 6 łyżek bułki tartej
  • 1 szklanka cukru
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżka miodu
  • bakalie
krem:
  • 375 g masła
  • 150 g cukru pudru
  • 3 żółtka
  • 3 łyżki kakao

Przygotowanie:

Mak zaparzyć mlekiem, ostudzić, odcedzić i trzy razy zmielić.
Żółtka, cukier i miód dokładnie rozetrzeć. Ciągle ucierając stopniowo dodawać mak, bułkę tartą oraz bakalie. Całość połączyć z pianą z białek.
Piec około godzinę w temperaturze 180 stopni.
Zostawić do wystygnięcia.

Miękkie masło rozetrzeć na puszystą masę. Ciągle ucierając dodać cukier, żółtka oraz kakao. Można dodać do smaku rum lub sok z cytryny.

Wystudzone ciasto rozkroić na 3 blaty. Na pierwszy z nich wyłożyć około 1/3 kremu. Nakryć kolejnym blatem ciasta i wyłożyć kolejną 1/3 kremu. Nakryć ostatnim blatem i całość posmarować kremem. Udekorować.

Smacznego.

sobota, 21 grudnia 2013

Pieczarki w zalewie


Wśród bożonarodzeniowych dań zdecydowanie królują ryby i grzyby. U mnie w domu można spotkać większą ilość przedstawicieli tej drugiej kategorii. Poza klasycznymi przysmakami od czasu do czasu trafiają się także "nowości".
Kilka lat temu, w ramach eksperymentu na wigilijnej kolacji pojawiły się pieczarki w zalewie i od tamtej pory na stałe zagościły w menu.



Składniki:

  • 1 kg pieczarek
  • 1 duża cebula (lub 2 mniejsze)
  • słoik ogórków konserwowych
  • 4 jajka
  • bułka tarta
Zalewa:
  • 8 łyżek octu
  • 4 szklanki wody
  • 6-8 łyżek keczupu
  • 6 łyżek cukru
  • 1 łyżka soli
  • mały słoiczek koncentratu pomidorowego
  • 1 duży liść laurowy
  • 5 ziarenek ziela angielskiego
  • 10 ziarenek pieprzu

Przygotowanie:

Składniki na zalewę wlać do garnka i zagotować.
Cebulę pokroić w pióra. Ogórki pokroić w plastry.
Pieczarki umyć, obrać i usunąć korzenie. Opanierować w jajku oraz bułce tartej i usmażyć na złoty kolor.

Na dnie salaterki Wyłożyć cienką warstwę cebuli i ogórków. Następnie ułożyć warstwę usmażonych pieczarek. Układać warstwowo do wyczerpania składników. Górną warstwę powinny stanowić cebula i ogórek.
Polać zalewą i odstawić w chłodne miejsce na co najmniej 24 godziny.


Smacznego.

środa, 11 grudnia 2013

Banica szpinakowa


Jakiś czas temu pisałam o klasycznej serowej banicy. Jest to najpopularniejsza wersja, ale nie jedyna. Banica występuje w wielu wariantach. Zarówno na słono (klasyczna, ze szpinakiem), jak i na słodko (z dynią i orzechami, jabłkowa).

Dziś u mnie w ramach eksperymentów kulinarnych powstała banica szpinakowa. I zniknęła prawie tak szybko jak się pojawiła.

Składniki:

  • opakowanie ciasta filo
  • 300 g mrożonego szpinaku
  • masło
  • 2 małe ząbki czosnku (lub jeden większy)
  • 250 g słonego białego sera (typu feta, sałatkowy, szopski)
  • opakowanie jogurtu greckiego lub bałkańskiego
  • 2 jajka
  • olej
  • sól, pieprz, oregano
Przygotowanie:

Szpinak udusić na maśle. Doprawić czosnkiem. Odstawić do przestudzenia. Dodać pokruszony ser. Doprawić solą, pieprzem i oregano do smaku. Dodać jogurt i jajka. Wszystko dokładnie wymieszać.

Formę wyłożyć papierem do pieczenia i skropić olejem. Pojedyncze płaty ciasta lekko pognieść i wyłożyć dno blachy. Na ciasto wyłożyć cienką warstwę farszu. Przykryć kolejną warstwą ciasta i ponownie farszem aż do wyczerpania składników. Na wierzchu powinno znaleźć się ciasto. Całość skropić olejem.

Piec 40 minut w temperaturze 180 stopni.



Smacznego.

piątek, 6 grudnia 2013

Norweski deser jabłkowy


Mam pierwszy wolny weekend od połowy października. Do tego Mikołajki i w końcu pierwszy śnieg (pomijając ten nieogarnięty i nierozgarnięty wiatr). Tyle dobrych rzeczy jednego dnia trzeba uczcić czym pysznym. Dziś w roli tego czegoś pysznego wystąpił norweski deser jabłkowy. Jest prosty i dość szybki w przygotowaniu. I przede wszystkim smakuje rewelacyjnie.


Składniki (na 4 szklanki):

  • 4-5 dużych jabłek
  • 125 g herbatników
  • 250 ml śmietany kremówki
  • łyżeczka cukru pudru
  • łyżeczka cynamonu
  • cukier do smaku

Przygotowanie:

Jabłka obrać, zetrzeć na tarce. Dusić do miękkości z cukrem i cynamonem. Odstawić do przestygnięcia. Można także użyć gotowego musu jabłkowego.
W moim wypadku były to przygotowane wcześniej jabłka do szarlotki (bez cukru), które doprawiłam dwiema łyżeczkami cukru trzcinowego i łyżeczką cynamonu na około 500 g musu.
Herbatniki pokruszyć i uprażyć na patelni. Odstawić do przestygnięcia.
Śmietanę ubić na sztywno pod koniec dodając cukier puder.

Układać kolejno:
jabłka,
ciastka,
śmietanę
aż do wypełnienia szklanek/pucharków.
Ostatnią warstwę powinna stanowić śmietana.

Schłodzić w lodówce przez co najmniej godzinę.



Smacznego.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Literacka gra miejska

Dochodzi 20:55. Jakąś godzinę temu wróciłam do domu. Siedzę nad drugim kubkiem zielonej herbaty i chcę wam w ten chłodny wieczór na gorąco zrelacjonować pierwszy dzień Literackiej Gry Miejskiej


Od dziś do 16 grudnia można polować na różne ciekawe słowa, które mają stać się inspiracją do stworzenia kryminalnego opowiadania z Olsztynem w tle, a może też w roli głównej... Jak kto woli.

I najbardziej chciałabym się skupić na tym dziś. Jeszcze przed rozpoczęciem całego zamieszania, jak zwykle niezawodna Ula, od słowa do słowa skompletowała drużyno-zespoło-wycieczkę do odkrywania tajemniczych miejsc i słów.

Wszystko zaczyna się w Planecie 11. Skromnie na ladzie stoi takie niepozorne pudełeczko pełne magicznych słów i do tego są jeszcze karty gry. A na tej karcie wstęp do historii jesiennego, deszczowego Olsztyna, tajemniczego Mężczyzny ze zdjęciem i Niny W. I w tym momencie zaczyna się zabawa. I nawet taki prosty matematyk jak ja, może puścić wodze fantazji i przenieść się do świata kryminałów.


Moje pierwsze słowo okazało się bardzo intrygujące. Historia kobiety i mężczyzny i perfumy. Wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych możliwych obrotach i już powoli pojawił się jakiś pomysł, a zaraz potem drugi, trzeci i kolejne. Matematycznie i skrótowo zdążyłam tylko zapisać kilka haseł i już trzeba było ruszyć po kolejne inspiracje. Każde kolejne słowo/zwrot było coraz ciekawsze. I pamiętajcie jak będziecie losować swoje słowa sięgajcie do samego dna pudełka, bo tam kryją się prawdziwe perełki. A z tego co mi się wydaje większość nie przekopuje się do tych skarbów.

Po starcie w Planecie każdy ma pełną dowolność i sam może wybrać jaką ścieżką będzie szukał inspiracji. Nasza mała grupka ruszyła raźnie przed siebie i po kolei odwiedzaliśmy wszystkie miejsca. W moim wypadku z wizyty na wizytę pojawiało się coraz więcej pomysłów. I wcześniejsze koncepcje samoistnie się rozmywały. Na koniec na mojej karcie był jeden wielki chaos. A teraz na spokojnie mogę zastanowić się co tak naprawdę spotka bohaterów.


A dziś na trasie wycieczki było podwójnie ciekawie, bo w trzech miejscach na pragnących wrażeń graczy czekali: Paweł Jaszczuk, Mariusz Sieniewicz i Tomasz Białkowski. I poza losowaniem można było przysiąść i porozmawiać, poszukać inspiracji. Przy tych rozmowach czas leciał jakoś tak o wiele szybciej, a na koniec w dwóch miejscach czekały na nas miłe niespodzianki w postaci książek.


Ale takie niespodzianki to tylko dziś. Kogo nie było niech żałuje.
Kolejna literacka niespodzianka czekała na wszystkich w Filii nr 1 MBP. Komu udało się tam dotrzeć ze swoją wersją opowiadania mógł spotkać taki mały stoliczek pełen kryminałów w stylu retro.


Najpierw zauroczył mnie tytuł, a zaraz potem urzekło mnie pierwsze zdanie...

W pięć godzin po znalezieniu w piwnicy zdewastowanej willi nad Wannsee zwłok dziewczyny
Katarzyna Ledermacher rozpoczęła urlop.

...i nie było innej opcji. Książka została u mnie na stałe.
 A jeżeli jakiś fan takich retro kryminałów miałby ochotę przygarnąć kilka takich książek, to Pani Bibliotekarka powiedziała, że odstąpi je za jakąś symboliczną kwotę. Z tego co widziałam, to zdecydowanie warto.

A teraz wracam do szlifowania historii z dreszczykiem. I do zobaczenia gdzieś na trasie.



P.S. Czytnik-czytajnik i jego brat Kryminałek pozdrawiają.








środa, 13 listopada 2013

Słodki świat Julii -Sarah Addison Allen

Cały czas zastanawiam się jak można było przetłumaczyć The girl who chased the moon jako Słodki świat Julii. I jak bardzo można zniekształcić podejście czytelnika do książki opisem okładkowym, który poniekąd wypacza treść książki...


Tak naprawdę, książka ma dwie główne bohaterki. Tytułową Julię, która po śmierci ojca wraca do rodzinnego Mullaby, żeby zająć się prowadzeniem rodzinnej restauracji specjalizującej się w barbecue oraz nastoletnią Emily, która po śmierci swojej matki, zmuszona jest przenieść się do domu dziadka, o którego istnieniu wcześniej nie miała pojęcia.
Ich historia jest w pewien sposób powiązana, ale niech każdy sam się o tym przekona.

Poza głównymi bohaterkami, znajdziemy tu szereg ciekawie pokazanych postaci drugoplanowych. W ich gronie znajduje się m.in. niezwykle wysoki dziadek Julii, rodzina Coffey'ów z ich dość osobliwą przypadłością, czy była macocha Julii.

Z początku można odnieść wrażenie, że jest to książka jakich wiele. Zwykłe czytadło na jesienny czy zimowy wieczór. A tak naprawdę jest historia o tym, jak nasze (czy naszych bliskich) decyzje lub niedomówienia, wpływają na to jak jesteśmy postrzegani przez otoczenie i jak czasem ciężko tą opinię zmienić.


Uzupełnieniem całej historii jest jedzenie, które towarzyszy bohaterom przez prawie całą książkę. Co kilka stron pojawia się nazwa lub opis potrawy, po których stwierdzamy, że musimy tego spróbować. Są tu śniadania, które miejscowi dość często celebrują w lokalnych restauracjach i barach. Jest barbecue, które przyrządza się według starych receptur i dzięki swojej historii jest dumą regionu. No i oczywiście ciasta pieczone przez Julię (ach to ciasto kolibrowe). Ciasta, które idealnie dopasowują się do nastroju i sytuacji. Ciasta, które mają witać, przynosić otuchę i pocieszenie, które mają ukoić tą bliżej nieokreśloną tęsknotę.


Podsumowując jest to książka z gatunku lekkie, łatwe i przyjemne. Czyta się ją dość szybko i można w niej znaleźć sporo kulinarnych inspiracji.
Z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, ale moim zdaniem warto ją przeczytać.


źródło okładki: http://www.znak.com.pl/

niedziela, 10 listopada 2013

Ciasto kolibrowe

Ostatnio większość moich kuchennych inspiracji pochodzi z książek. Co ciekawsze, w tych książkach jest nazwa i ewentualnie opis przygotowania danej potrawy, ale bez dokładnych składników, ani proporcji.

Tym razem padło na ciasto kolibrowe inspirowane książką Słodki świat Julii, a sam przepis jest fuzją przepisów rozrzuconych, po różnych zakątkach internetu z odrobiną inwencji twórczej.

Składniki:
Ciasto:

  • 200 g mąki
  • łyżka proszku do pieczenia
  • łyżeczka cynamonu
  • 2 średniej wielkości banany
  • 6 plastrów ananasa + kilka łyżek syropu
  • 150 ml oleju
  • 2 jajka
  • 120 g cukru
  • 2 łyżki mleka
  • 50 g posiekanych orzechów włoskich
Krem:
  • 100 g masła
  • 50 g cukru pudru
  • 300 g kremowego serka 
  • aromat waniliowy
  • orzechy (do dekoracji)
  • rodzynki (do dekoracji)
Przygotowanie:

Przygotować składniki na krem, żeby były w temperaturze pokojowej.

Mąkę przesiać, dodać proszek do pieczenia i cynamon, wymieszać. Banany i ananasa zmiksować na purée. Jajka podzielić na białka i żółtka. Do żółtek dodać cukier, olej oraz mleko. Dobrze wymieszać i dodać owocowe purée. Do masy owocowej dodać mąkę oraz orzechy i dokładnie wymieszać. Białka ubić na sztywną pianę. Pianę dodać do ciasta i delikatnie wymieszać. Przełożyć do blaszki (w tym wypadku prostokątna o wymiarach 20x26cm, może być też tortownica) i piec 30-40 minut w temperaturze 180 stopni. Po upieczeniu zostawić do wystygnięcia.

Mikserem utrzeć masło z cukrem pudrem na puszystą masę. Stopniowo dodawać serek. Pod koniec miksowania dodać kilka kropel aromatu waniliowego.

Wystudzone ciasto rozkroić na dwa blaty. Na pierwszy z nich wyłożyć mniej więcej połowę kremu i rozsmarować. Posypać rodzynkami i przykryć drugim blatem ciasta.Wierzch pokryć resztą kremu (można także posmarować boki ciasta) i udekorować orzechami oraz rodzynkami.

Ciasto przechowywać w lodówce.


Smacznego.

niedziela, 3 listopada 2013

Ślepa wierzba i śpiąca kobieta - Haruki Murakami

Z Murakamim mamy taką niepisaną umowę, że on pisze jakąś książkę, ja ją prędzej czy później czytam i albo w pełni się zachwycam, albo mnie od niej odrzuca, a jednak czytam do końca. Zbiór opowiadań Ślepa wierzba i śpiąca kobieta należy do tej pierwszej kategorii. I tak naprawdę jedyną rzeczą, którą mogę jej zarzucić to fakt, że przeczytałam tą książkę znając już około połowę dorobku Murakamiego (licząc książki wydane w Polsce).

Na 416 stronach (wydanie pocket) znajdziemy 24 opowiadania, z których najkrótsze mają niespełna 10 stron, natomiast najdłuższe mają ich niewiele ponad 20.

Jak w każdym zbiorze opowiadań są tu zarówno perełki jak i takie, które przechodzą bez echa. Kilka z nich zaintrygowało/zachwyciło mnie na tyle, że chciałabym o nich powiedzieć coś więcej.


Jej urodziny. Historia pewnych urodzin i tajemniczego urodzinowego życzenia. Chyba mój faworyt. Mimo, że w pewnym sensie opowiadanie jest pełne niedopowiedzeń, to ma w sobie to coś. I chyba chciałabym, żeby któreś z moich urodziny były takie magiczne.

Lustro. Króciutkie opowiadanie grozy. W sumie przemyka prawie bez echa, ale w czasie czytania zrobiło na mnie dość duże wrażenie.

Idealny dzień na kangury. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy dany dzień jest dobry na oglądanie kangurów czy nie. I nie pomyślałabym, że można w tak inny sposób opowiedzieć coś o tych niezwykle ciekawych torbaczach.

Koty ludojady. Niebanalna historia, w której koty są tylko pretekstem do rozpoczęcia opowiadania. Opowiadania o życiu, o decyzjach i ich konsekwencjach, o problemach i o czytaniu.
"Czasami, czytając głośno, miałem wrażenie, że w mojej głowie coś się wyłania,
co nie zdarzało się przy zwykłym wodzeniu wzrokiem po tekście.
Głośne czytanie wywoływało jakiś szczególny rezonans,
nasilenie emocji i to wydawało mi się wspaniałe."*

Opowieść o ubogiej krewnej. Opowiadanie mające niespełna 20 stron i podzielone na 4 rozdziały. Takie rzeczy to chyba tylko u Murakamiego.

W roku spaghetti. Z tym opowiadaniem chyba powinnam się utożsamiać. Lubię spaghetti. Lubię eksperymentować ze spaghetti. To chyba jedno z dań, które nigdy mi się nie znudzi.
"Rok 1971 był rokiem spaghetti.
W roku 1971 przyrządzałem spaghetti, żeby żyć i żyłem, żeby przyrządzać spaghetti.
Unosząca się znad aluminiowego garnka para była moją dumą,
a perkoczący w rondelku sos pomidorowy moją nadzieją."**

Tony Takitani. Historia samotności. Można powiedzieć, że za sprawą filmu jest to jedno z bardziej rozpoznawalnych opowiadań. Film dopiero na mnie czeka i jestem bardzo ciekawa czy uda mu się oddać wszystko, co znalazło się na tych około dwudziestu stronach.

Robaczek świętojański. Jak zaczęłam czytać to opowiadanie moją pierwszą myślą było 'wróć... chyba już gdzieś to czytałam'. Po przeczytaniu mogę podsumować to jednym zdaniem. Około 1/3 istoty Norwegian Wood skondensowana w jednym opowiadaniu.

Przypadkowy podróżny. "To ja, Haruki Murakami, jestem autorem tego opowiadania."*** Bardzo ciekawy zabieg wprowadzający w opowiadanie o przypadkach, które chcemy/umiemy zauważać lub też mijamy je większego zastanowienia.

Gdzieś, gdzie może uda się to znaleźć. Schody, windy inne światy, znikanie, odnajdywanie się... Jak dla mnie wszystko, co najlepsze w prozie Murakamiego.



Podsumowując jest to idealna książka na rozpoczęcie swojej przygody z twórczością Murakamiego, ale powinna spodobać się także osobom, które już tą twórczość nieco znają.



*str. 138
**str. 211
***str. 297

źródło okładki: http://muza.com.pl/

piątek, 1 listopada 2013

Surówka z pora



Jesień. Teoretycznie świeżych owoców i warzyw jest coraz mniej. Szczególnie takich prosto ze słońca.


Na całe szczęście jesienią też można wyczarować coś pysznego, gdzie głównym składnikiem są owoce i warzywa. Jednym z takich czarów jest surówka z pora.




Składniki:

  • 1 duży por (lub dwa mniejsze)
  • 3 średniej wielkości jabłka
  • sok z cytryny
  • 3-4 łyżki śmietany
  • sól, pieprz, cukier do smaku

Przygotowanie:

Białą część pora przekroić na pół i pokroić w dość cienkie paseczki. Posolić.
Jabłka obrać, zetrzeć na tarce i skropić sokiem z cytryny żeby nie ściemniały.
Wymieszać pora z jabłkiem. Doprawić do smaku pieprzem i cukrem. Dodać śmietanę, wymieszać.
Odstawić na mniej więcej 30 minut, żeby smaki się "przegryzły".

Smacznego

wtorek, 29 października 2013

Domowa lemoniada


Pierwsze skojarzenie odnośnie lemoniady: idealne orzeźwienie w czasie upałów.
Drugie skojarzenie: duża dawka witaminy C.

Zachęcona przez niezwykle apetycznie pachnące cytryny i kierując się tym drugim skojarzeniem, postanowiłam przygotować lemoniadę.

I co z tego, że jest już jesień...


Składniki:

  • 1 i 1/5 litra wody
  • 7 łyżek syropu sosnowego
  • sok z 1 i 1/2 cytryny
  • kilka plasterków cytryny do dekoracji

Przygotowanie:

Syrop rozpuścić w około 1/3 litra wody. Uzupełnić resztą wody. Dodać sok z cytryny. Wymieszać.
Można podawać schłodzony.

Tak przygotowana lemoniada jest dość kwaśna, ale żeby uzupełnić witaminę C, taka będzie najlepsza.


Smacznego

niedziela, 27 października 2013

Ciastka owsiane "na-winie"...

...czyli co się nawinie, to w ciastkach

Niedzielne popołudnie jakieś dwa i pół roku temu. Osiedlowe sklepy oczywiście zamknięte. I właśnie w takim momencie nachodzi mnie ochota na ciastka owsiane.
Wypadkowa trzech przepisów znalezionych w internecie, dużo odwagi i improwizacji, płatki owsiane i reszta dobrych rzeczy.

Tamtych trzech przepisów już nie pamiętam, a ciastka przetrwały i regularnie podbijają kolejne serca.

Tak naprawdę przepis na te ciastka nie istnieje, ale udało mi się mniej więcej stworzyć bazę, z której za każdym razem powstaje inny, niepowtarzalny smak.

Składniki:

Baza do ciastek (około 90 sztuk o średnicy 3-4cm):

  • 10 łyżek płatków owsianych
  • 5 łyżek mąki
  • 1 łyżka bułki tartej
  • 1 łyżka kaszy manny
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 5 łyżek płatek z błonnikiem
  • 5 łyżek otrąb
  • 5 łyżek zarodków pszennych
  • 5 łyżek cukru
  • 3 łyżeczki cukru trzcinowego
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki miodu
  • 1-2 jajka + szczypta soli
  • 1/3 szklanki oleju
  • 1 szklanka mleka
Dodatki (dzisiejsze):
  • 2 garści rodzynek
  • 1 garść żurawiny
  • 2 łyżki kakao
  • 2 jabłka
  • cynamon
  • 1 garść moreli
  • 1 garść wiórków kokosowych 
  • 2 łyżki syropu z pigwowca
  • 2 łyżki syropu z sosny
  • kilka wiórków masła

Przygotowanie:

Jabłka obrać, zetrzeć na tarce, dodać cukier waniliowy i cynamon, odstawić żeby jabłka puściły sok.
W dość dużej misce wymieszać wszystkie suche składniki. Dodać jajka, mleko, olej, miód i wymieszać. Dodać bakalie i owoce.
Jeżeli ciasto jest zbyt suche można dodać około 1/2 szklanki wody.

Nakładać łyżką, aby ciastka miały nieregularny kształt. Piec 15 minut w temperaturze 180 stopni.


Smacznego. 

czwartek, 24 października 2013

Kubek kawy i...

Trzeba przyznać, że w tym roku mamy wyjątkowo piękną, złotą jesień. I mimo, że pluchy i szarugi jeszcze się nie rozpanoszyły, to trafiają się takie dni kiedy poziom kofeiny spada praktycznie do zera. Wtedy do akcji wkraczają hektolitry kawy. I często towarzyszą im słoneczne, wesołe dźwięki, które dodają energii.



Słońce w tytule. Nic dodać, nic ująć. W połączeniu z morzem kawy, które wypiłam ta piosenka bardzo pozytywnie mnie nakręca. No i cały czas się uśmiecham.


Kolorowy teledysk, energetyczna piosenka. Czy z kawą, czy bez kawy zastrzyk pozytywnej energii gwarantowany.


Jedna z piosenek, które już od jakiegoś czasu "mieszkają" na mojej playliście. Bardzo pozytywne rockowe brzmienie.


Najnowsza inspiracja muzyczna. Dobrze działa nawet bez wspomagania kawą.


I went from zero, to my own hero...
Do tego bardzo kolorowy teledysk i nic tylko się uśmiechać.



I  nie pozostaje nic innego jak z uśmiechem na ustach i zapasem energii wyruszyć na podbój świata.

niedziela, 20 października 2013

Książki, z którymi mieszkam (część 2)

Wstyd. Wstyd i hańba. Zdjęcia leżały od maja na karcie pamięci, a mi jakoś nie po drodze było coś o nich napisać. I tak leżały czekały, aż w końcu musiałam "wysprzątać" kartę pamięci i zdjęcia biblioteczki doczekały się swoich 5 minut.



Książek ci u mnie w domu dostatek. Szczególnie, że jestem już czwartym pokoleniem pracującym na kształt i różnorodność księgozbioru. I tak naprawdę książek jest tak dużo, że wybrałam tylko część z nich, jako godnych reprezentantów.


Literatura na świecie. W sumie jakoś nigdy tego nie czytałam, ale odkąd pamiętam bardzo podobało mi się to, jak zgrabnie te książeczki wyglądają na półce.


Stosik z Paulo Coelho w roli głównej. Mimo wszystko lubię jego książki chociaż z kilkoma mocno się męczyłam.


Harlequiny... Cóż to były za emocje i kombinacje pt. jak mając lat -naście przemycić do siebie jedno z tych romansideł, przeczytać i odnieść, tak żeby nikt się nie zorientował.


W większości literatura młodzieżowa, ale głównie znana temu troszkę starszemu pokoleniu.


Chyba najbardziej moja półka z całej biblioteczki. Największy chaos, najszybsze zmiany i coraz bardziej doskwierający brak miejsca. I o tej półce będzie tu troszkę więcej.


Matematyka, zagadnienia okołomatematyczne, trochę o technikach szybkiego uczenia się... czyli to co tygryski lubią najbardziej.


Tomki, czyli jedne z fajniejszych wspomnień z dzieciństwa.
Zerko - jeden z moich pierwszych matematycznych przyjaciół.
Jedyny Harry Potter, którego mam no i Narnia, którą w końcu miałam okazję przeczytać.


Miszmasz, gdzie stare miesza się z nowym, polski z angielskim, proza z poradnikami...


Kolejny miszmasz, ale tu na szczególną uwagę zasługują Dzieci z Bullerbyn. Mam do nich szczególny sentyment, bo jest to pierwsza książka, którą pamiętam.


Literatura głównie dziecięca i młodzieżowa. Klasyka dziecięca, Ronja, Fizia Pończoszanka i jeden z moich prywatnych ulubieńców: kolekcja Ksiąg, do której nawet teraz chętnie wracam.


Ciąg dalszy moich towarzyszy z dzieciństwa. Klasa pani Czajki i Ala Makota, z którą razem dorastałam.


Baśnie, bajki, bajeczki, legendy, mity, podania... i książka o liczeniu.


Kolejna porcja bajek, wierszyków...


Zdjęcie 2w1. Z tyłu nieśmiało chowają się Ania Shirley, Pollyanna, Historynka i niezwykle Tajemniczy opiekun. A na pierwszy plan wysunęli się zdecydowanie Krwawi władcy i wredne królowe oraz książka o intrygująco brzmiącym tytule: O Bogu, jego sługach i diabelskich sztuczkach.


Klasyka, lektury, opracowania, omówienia. Niektóre z tych książek są tak stare i sczytane, że aż się rozpadają i są przechowywane z dodatkowym zabezpieczeniem.


Reprezentant Płomyków oraz Faktów i Fikcji.


Tzw. zagłębie językowo - rysunkowe. Są tu praktycznie moje wszystkie stare książki o rysowaniu i do nauki języków. Nawet ukrywa się tu oryginalny zbiór bajek irlandzkich.


Tego pana, a właściwie tych panów nie trzeba nikomu przedstawiać. Tolkien - stare wydania, do których mam duży sentyment - i Shakespeare jak widać zgodnie mieszkają na jednej półce.


Przewodniki muzyczne. Grzbiety nieco wypalone przez słońce, ale za to jaka treść. Od jednej z tych książek zaczęła się moja miłość do musicali i bardzo mnie to cieszy.


Aforyzmy, haiku i wiele innych książek, do których dość często wszyscy w domu lubimy wracać.


Stachura - już wiem, że go lubię mimo, że dopiero zaczynam czytać.
Hłasko - mam nadzieję, że polubię.


Mamowe książki o mamie, głównie pojawiające się w domu 26.05. i niepozorna niebieska książeczka Imionnik z kwiatem autorstwa Agnieszki Osieckiej. Jak dla mnie jedna z najbardziej wartościowych książek jakie są w domu.


Broniewski, Leśmian, Baczyński, Okudżawa... i wszelkie komentarze okazują się zbędne.


Kolejny miszmasz, ale za to pełen perełek. Paragraf 22, Klient, Mistrz i Małgorzata, Zabić drozda...



I w sumie o tej mojej/nie mojej biblioteczce mogłabym jeszcze długo... Ale to już chyba historia na inną okazję...

niedziela, 13 października 2013

Szkoła niezbędnych składników - Erica Bauermeister


"Szkoła niezbędnych składników" jest książką, która poza treścią posiada także swoją historię.
Najpierw wypatrzyłam ją w internecie. Później ona nieśmiało uśmiechała się z księgarnianej półki. Po kilku miesiącach wizyt w księgarni postanowiłam zaprosić "Szkołę" na swoją półkę.
W sumie miałam tylko zobaczyć jak się będzie czytać, a rozsmakowałam się w każdej historii, każdej stronie, każdym przepisie...

Szkołę niezbędnych składników prowadzi Lillian. Ma ona dość nietypowe podejście do gotowania. Nie uznaje żadnych przepisów i w kuchni kieruje się głównie intuicją. Poznajemy ją przed rozpoczęciem kolejnego kursu gotowania, gdy symbolicznie zapala w kuchni światło. Nim poznamy uczestników kursu, dowiadujemy się skąd u Lillian niechęć do przepisów i słowa pisanego oraz poznamy jej kulinarne początki.

Na następnych kartach książki pojawia się ósemka kursantów. Znajdziemy wśród nich między innymi młodą pomocnicę kelnerek, nieśmiałego informatyka i Włoszkę, która zdecydowała się na wyjazd z kraju. Na każdej z 'lekcji' poznajemy lepiej jednego z uczniów Lillian. Potrawy przyrządzane w poniedziałkowe wieczory są jakby dedykowane konkretnej osobie. Przywołują wspomnienia, pozwalają zmierzyć się z sytuacją i odzyskać zgubioną gdzieś radość. Mimo narracji z różnych punktów widzenia, książka jest spójna i czyta się ją rewelacyjnie.

Poza historiami bohaterów istotną częścią książki są przepisy (ach to czekoladowe mleko). Mimo, że są opowiedziane i nigdzie nie ma proporcji, to aż chce się je wypróbować. W pewien tajemniczy sposób ze stron unoszą się aromaty przypraw razem z subtelnym zapachem oliwy, by już za chwilę ustąpić miejsca aromatycznej kawie zaparzonej w kawiarce, czy świeżym warzywom. Zapachy splatają się ze sobą tak jak losy bohaterów i nim się obejrzymy kurs się kończy, a Lillian gasi światło i czeka na nowych kursantów...



Podsumowując książka jest bardzo apetyczna i bez wątpienia watro po nią sięgnąć.
No i po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że gotowanie bez przepisów jest kwintesencją tego, co najlepsze w kuchni.





źródło okładki: http://www.soniadraga.pl/

sobota, 12 października 2013

Placki tzw. uniwersalne


Przepis na te placki znalazłam jakieś 10 - 12 lat temu jako dodatek do jakiegoś dania. Samo danie poszło w niepamięć (i chyba nawet nigdy nie zostało zrobione), a placki szturmem zdobyły kuchnię i goszczą w niej do dziś.


Są proste w przygotowaniu i można je podawać zarówno na słono jak i na słodko.




Składniki (na 8 placków):

  • 2 szklanki mąki
  • 2 łyżki roztopionego masła
  • szczypta soli
  • 1/2 szklanki letniej wody
  • olej do smażenia


Przygotowanie:

Mąkę wsypać do miski. Dodać sól i masło. Stopniowo dodawać wodę, aż do uzyskania pożądanej konsystencji. Ciasto ma być ścisłe i nie powinno się lepić do ręki. Podzielić na 8 kulek i odstawić na co najmniej 20 minut. Uformować placki (ewentualnie rozwałkować) i smażyć na rumiano.

Odstawienie ciasta powoduje rozwarstwiania w czasie smażenia, co tylko dodaje plackom uroku.

Najlepiej smakują prosto z patelni.


Smacznego.

niedziela, 29 września 2013

Babciu ja nie chcę! Powiem o wszystkim mamie!

Oryginalna data publikacji 11.09.2008



Obrazek podpatrzony w ośrodku zdrowia zwanym również przychodnią.

Siedzę w kolejce do pana doktora [bo moja pani doktor ma wolne] i (nie)klasycznie się nudzę [bo wysyp ludzi jakiś był]. Prawie już zasypiam na niezwykle niewygodnym poczekalnianym krześle, aż w pewnym momencie wchodzi kobieta z dwójką małych dzieci: dziewczynka około 5 lat i chłopczyk jakieś 3 i pół roku.
Z zaszłyszanej rozmowy wynikało, że w/w dzieci to wnuki tej pani, a ich mama czeka w kolejce u dentysty więc one przyszły z babcią do babcinego doktora.

Po jakichś 5 minutach kręcenia się bez celu, dziewczynka podeszła do babci z bananem w ręku i poprosiła o obranie. Babcia z chęcią obrała wnuczce owoc i oddając przykazała podzielić się z bratem. Na co mała stanowczo odpowiedziała nie.
I wtedy dopiero się zaczęło.

Babcia zaczęła pocieszać wnuczka, że jak wyjdą to kupi mu banana. Tylko jakimś dziwnym trafem nie zauważyła, że chłopcu jest wszystko jedno i zupełnie mu nie przeszkadza, że nie dostał banana. Wtedy do akcji przyłączyły się pozostałe panie siedzące w poczekalni. Naskoczyły na dziewczynkę, że jeśli nie podzieli się z bratem to jej go zabiorą. [To wstyd tak santażować dziecko.] W akcie desperacji i przerażenia dziewczynka, ku radości zgromadzonych pań, dała gryza bratu. Pociągnęło to za sobą dlasze namawianie dziewczynki do podzielenia się bananem oraz krytykę sposobu w jaki chłopiec został nakarmiony.
`Daj jeszcze bratu.` `Chodź babcia odłamie kawałek, bo tak będzie wygodniej.` itp. itd.

W tym momencie dziewczynka ze łzami w oczach krzyknęła: `To JA dostałam banana. Powiem wszystko mamie.` i uciekła w stronę poczekalni dentystycznej.

A babcia zamiast gonić wnuczkę, weszła do gabinetu, żeby kolejki nie stacić.
I jak to o niej świadczy?

Z żalem muszę przyznać, że takich babć jest coraz więcej.
Znaczy ja coraz więcej takich babć widzę.

Bo moja babcia była inna. Nie zmuszała mnie do niczego, czytała bajki i była taką prawdziwą babciowatą babcią, a nie tworem robiącym małego, sztywnego `ideała`.

…też powiem o wszystkim mamie

czwartek, 26 września 2013

Czekoladowe mleko do kawy.

Po dość długim czasie i kilku wizytach w księgarni zdecydowałam się kupić książkę o znacząco brzmiącym tytule "Szkoła niezbędnych składników".
Prawie od razu zabrałam się do czytania i pewien fragment bardzo mnie zaintrygował...











(...)
Wlej mleko do rondla. Weź prawdziwe mleko, pełne.
(...)
Obierz pomarańczę. Nie wyrzucaj skórki...
(...)
Przełam laskę cynamonu na pół.
(...)
Dodaj do mleka skórkę pomarańczową i cynamon. Utrzyj czekoladę.
(...)
Dodaj anyż.
(...)
Ledwie szczyptę. Niech stoi chwilę na ogniu aż wszystko się wymiesza. Będziesz wiedziała kiedy.
(...)
A teraz dodaj to do kawy
(...)
Dla złagodzenia smaku udekoruj bitą śmietaną.
(...)




Brzmi smacznie. Chętnie bym się napiła takiej kawy. A tu ani proporcji ani nic. Postanowiłam improwizować. I zdecydowanie było warto.
Dodatkowo muszę zaznaczyć, że ostatnio piję głównie kawę przygotowaną w kawiarce. Jest ona bardziej aromatyczna niż przygotowana w inny sposób.

Na początek zebrałam wszystkie niezbędne składniki. Zastąpiłam anyż kardamonem (nigdzie w sklepach nie mogłam trafić na anyż). Ustaliłam proporcje kawy i mleka w stosunku 1:1. Przepis jest przygotowany na taką właśnie porcję. I zapomniałam o bitej śmietanie ale to akurat najmniejszy problem.

Składniki:
  • 100-120 ml mleka
  • 0,5 cm kory cynamonowej
  • 2 kostki czekolady deserowej (mogą być 3, albo czekolada mleczna)
  • skórka otarta z mniej więcej 1/3 pomarańczy
  • szczypta kardamonu
  • łyżeczka cukru trzcinowego (jako zamiennik dla bitej śmietany)

Przygotowanie:

Do małego garnuszka wlać mleko, dodać skórkę z pomarańczy i cynamon. Całość podgrzewać na minimalnym ogniu. Po chwili dodać czekoladę oraz szczyptę kardamonu. Mieszać aż czekolada się rozpuści. Podgrzewać jeszcze przez chwilę. Zestawić z ognia i zostawić pod przykryciem aby wszystkie aromaty nabrały mocy. Przygotować około pół kubka kawy. Mleko wymieszać, odrobinę podgrzać i dodać do kawy. Udekorować bitą śmietaną lub dodać łyżeczkę cukru. Delektować się kawą.



Jeśli ktoś nie jest fanem kawy to proponuję zrobić podwójną porcję, dodać więcej czekolady i potraktować jak kakao.


Smacznego



"Szkoła niezbędnych składników" str 30-34

poniedziałek, 23 września 2013

Jajka zapiekane w bułkach

Kilka dni temu dobrałam się do mojej teczki z miksem przepisów z gazet i moją uwagę przykuły jajka zapiekane w bułkach.
Na zdjęciu dołączonym do przepisu wyglądały na bardzo apetyczne i postanowiłam spróbować.

Co prawda moje nie są aż tak piękne, ale nadrabiają smakiem. I następnym razem na pewno wyjdą ładniejsze.




Składniki (na 6 porcji):

  • 6 kajzerek
  • 6 plastrów sera
  • 6 plastrów szynki
  • 6 jajek
  • majonez
  • sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Z bułek odciąć wierch i wydrążyć tak, aby powstały miseczki.
Środki bułek posmarować cienką warstwą majonezy, a następnie wyłożyć serem i szynką.
Na wierzch wybić jajko, posypujemy solą i pieprzem.
Piec w temperaturze 200 stopni przez 15-20 minut (w zależności od wielkości jajka).

I należy uważać żeby jajko nie było zbyt duże i nie wypłynęło z bułki.


Smacznego

sobota, 21 września 2013

Cynamonowy placek z jabłkami

Wrzesień. Jesienne jabłka dojrzewają na drzewach i to najlepsza pora żeby przygotować z nich coś pysznego.

Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale u mnie w domu nigdy nie było klasycznej szarlotki. Za to zawsze roznosił się zapach cynamonowego placka z jabłkami. Jest to chyba jeden z ulubionych smaków mojego dzieciństwa, który do tej pory darzę niezmienną sympatią.


Składniki (na tortownicę o średnicy 24cm):

  • 4 jabłka (jeżeli są mała może być 5)
  • 1 szklanka cukru
  • 2 jajka (+szczypta soli)
  • 1/2 szklanki oleju
  • 2 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka sody
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • masło i bułka tarta do wysmarowania tortownicy
  • 1/2 szklanki  rodzynek (opcjonalnie)

Przygotowanie:

Jabłka obrać, pokroić w kostkę, dodać cukier i odstawić na 15-20 minut (aż jabłka puszczą sok).
Mąkę wymieszać z sodą i cynamonem.
Tortownicę wysmarować masłem i posypać bułką tartą.
Do jabłek dodać jajka, wymieszać, dodać olej i ponownie wymieszać.
Dodać mąkę, wymieszać, opcjonalnie dodać rodzynek.
Ciasto przełożyć do tortownicy, piec około godziny w temperaturze 180 stopni.


Smacznego

sobota, 31 sierpnia 2013

Tortilla inaczej


W związku z dzisiejszym Międzynarodowym Dniem Blogera (o którym wstyd się przyznać dowiedziałam się dziś) szybki przepis śniadaniowo-imprezowy, w którym jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia.









Wersja "klasyczna"
Składniki:

  • opakowanie placków tortilla
  • 2 opakowania dowolnego serka twarogowego
  • 16 plastrów szynki lub innej wędliny
  • główka sałaty
Przygotowanie:

Na placku tortilli rozsmarowujemy cienką warstwę serka. Z liści sałaty odłamujemy twarde końcówki i układamy na serku. Na sałacie układamy plastry szynki i smarujemy kolejną warstwą serka. Zwijamy jak roladę. Wstawiamy do lodówki na co najmniej 30 minut. Po wyjęciu z lodówki kroimy na plastry o grubości ok. 2cm.

Najlepiej smakują po około 12 godzinach w lodówce.

Inne warianty smakowe

Sałatę można zastąpić szpinakiem.

Jedną z warstw serka twarogowego można zastąpić serkiem topionym:
przykładowo: serek twarogowy z rzodkiewką - sałata - szynka - serek topiony paprykowy.

Można przygotować także wersję bezmięsną:
przykładowo: serek twarogowy z ziołami - sałata - ser żółty - pasztet z łososia;
lub: serek twarogowy z chrzanem - sałata - łosoś wędzony - serek twarogowy z chrzanem.

Itp. Itd.


No i oczywiście...



źródło grafiki: Szeroko pojęty internet ;)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Chleb pytka



Chleb pytka (pita) zawojował ostatnio moje serce. Wygląda efektownie i jest pyszny. Ponoć bułgarskie gospodynie pieką go codziennie. Czasami pojawia się w wersji z serem szopskim, ale wtedy najlepszy jest na gorąco.








Składniki (na dużą tortownice):

  • 1/2 kg mąki
  • 2 jajka
  • łyżka cukru
  • 5 dkg drożdży (+mąka, cukier i woda do rozrobienia)
  • pół łyżeczki soli
  • 3/4 szklanki ciepłej wody
  • 1/4 kostki masła + masło do wysmarowania tortownicy

Przygotowanie:

Drożdże rozrobić z odrobiną mąki, cukrem i wodą. Odstawić do wyrośnięcia. Masło roztopić. Do dużej miski wsypać mąkę. Dodać jajka, sól, cukier, drożdże i wodę. Dobrze wyrobić ciasto, podzielić na trzy części i rozwałkować na podobnej wielkości placki. Placki ułożyć jeden na drugim smarując je masłem (ten na wierzchu też). Zwinąć jak roladę i przekroić na 8 części. W wysmarowanej masłem tortownicy ustawić "na sztorc" pokrojone ciasto. Odstawić do wyrośnięcia. Piec 30-35 minut w 180 stopniach. Po wyjęciu z piekarnika skropić wierzch zimną wodą.

Przy układaniu ciasta w tortownicy należy zostawić odstępy między kawałkami tak żeby ciasto miało gdzie wyrosnąć.


Smacznego.