wtorek, 1 grudnia 2015

TOP 5 - piosenki świąteczne


Grudzień.
W końcu.
Cały rok na to czekałam.

Jestem dzieckiem zimy.
(Prawie) od marca czekam na śnieg.

Poza śniegiem i innymi równie przyjemnymi zimowymi rzeczami (gorąca czekolada z piankami, duuużo cynamonu itp.) grudzień to miesiąc Last Christmasów i całej pozostałej reszty.

Rok temu pisałam o mojej nieco nostalgicznej Mikołajkowej playliście, a dziś kolejna odsłona moich grudniowych hitów.

Jak zwykle miłego słuchania :)

wtorek, 17 listopada 2015

366 książek: wstęp


Jak zwykle w takich sytuacjach wszystko zaczęło się od książki.

Jakiś czas temu, patrząc na coraz bardziej wydłużającą się listę książek do przeczytania, postanowiłam (w miarę możliwości) przeczytać wszystkie książki z listy, które nie przekraczają 200 stron.
Wraz ze wzrostem liczby przeczytanych książek wpadł mi do głowy szalony pomysł:

A może by tak 366 książki w 366 dni?


Rok 2016 jest rokiem przestępnym i chyba warto zrobić coś nieco zwariowanego. Szczególnie, że 52 książki w ciągu roku nie stanowią dla mnie wyzwania.


Każdy kolejny dzień utwierdzał mnie w tym, że pomysł nie jest aż tak szalony i że dam radę. Jest tylko jeden mały warunek: porządny plan działania.


środa, 28 października 2015

Plany blogowe



Na początek małe wyjaśnienie. Przez ostatnich kilka miesięcy moim jedynym priorytetem było zdrowie.
Szukanie przyczyn i czekanie w długich kolejkach do lekarzy jest niezwykle czasochłonne i męczące.
Stąd bardzo mało czasu spędzałam w świecie wirtualnym, a na bloga nie miałam wcale siły.
Tak. Tęskniłam i nawet kilka razy zbierałam się żeby napisać kilka słów, ale nic z tego.

Z drugiej strony ten czas przyniósł kilka ciekawych pomysłów dotyczących bloga, które zamierzam powoli wprowadzać. Książki i jedzenie pozostaną głównymi kategoriami na blogu. Na pewno pojawi się więcej muzyki i filmów.  Swoje miejsce znajdą także relacje różnego rodzaju wydarzeń.


poniedziałek, 22 czerwca 2015

Dziewczyna, która chciała zbyt wiele - Jennifer Echols

jennifer echols

Ona. Meg. Lat 17. Włosy w kolorze indygo i niebieskozielonym.

On. John. Lat 19. Włosy blond, prawie białe.

Ona. Buntowniczka lubiąca ryzyko, która nigdy nie oddzwania.

On. Świeżo upieczony policjant, bardzo przestrzegający wszelkich zasad.

Ona. Odlicza dni, do wyprowadzki z rodzinnego miasta.

On. Wbrew wszystkiemu został.



Oni. Dwoje młodych ludzi, na których zachowanie duży wpływ mają zdarzenia z przeszłości.

Oni. Dwoje pogubionych nastolatków zmagających się z demonami przeszłości.



Dziewczyna, która chciała zbyt wiele to moje pierwsze spotkanie z prozą Jennifer Echols. Prawdę powiedziawszy nie miałam jakichś konkretnych oczekiwań wobec książki... ot, kolejne czytadło. I muszę przyznać, że jestem całkiem mile zaskoczona. Autorka całkiem zgrabnie opowiedziała historię Meg i Johna. Ona cały czas walczy z chorobą i balansuje na krawędzi, żeby poczuć, że naprawdę żyje. On po tragedii z dzieciństwa za wszelką cenę nie chce dopuścić do kolejnej. Nie znając przeszłości drugiej osoby, bohaterowie wzajemnie się ranią i mniej lub bardziej świadomie wymuszają zmierzenie się z przeszłością.

Książka jest napisana prostym językiem i czyta się dość szybko. Idealnie nadaje się na wolne popołudnie.



okładka

niedziela, 24 maja 2015

Dziewczyna w czerwonej pelerynie - Sarah Blakley-Cartwright

Baśnie kojarzą się nam przede wszystkim z historiami pięknych dziewcząt i szarmanckich młodzianów, gdzie dobro zawsze wygrywa ze złem.

Baśnie rozbudzają wyobraźnię. Na kanwie klasycznych opowieści powstają zarówno bajki dla dzieci, jak i książki/filmy dla nieco starszych odbiorców.



Chyba każdy z nas zna historię Czerwonego Kapturka. Małej dziewczynki, która w drodze do domku babci spotyka złego wilka...

A teraz zamiast kapturka weźmy pelerynę, głównej bohaterce dodajmy klika lat. Wilk niech będzie bardzo rządny krwi. Dodajmy do tego małą osadę, ciemny las oraz domek babci. Oprócz tego wątek miłosny i umiejętne zinterpretowanie baśni.
Właśnie zyskaliśmy pomysł na hit.

(Prawdopodobnie) tak powstał pomysł na scenariusz Dziewczyny w czerwonej pelerynie. A następnie książka na motywach scenariusza.
Film planuję obejrzeć już od jakiegoś czasu, ale jeszcze nie miałam okazji. I jakoś tak wyszło, że w pierwszej kolejności przeczytałam książkę, która okazała się całkiem przyjemną lekturą.


Daggorhorn. Mała wioska, gdzieś w ciemnym lesie, od pokoleń nękana przez wilka. Ludzie starają się wieść normalne życie. Wśród nich mieszka Valerie, która jako dziewczynka stanęła oko w oko z wilkiem. Poznajemy ją gdy cała wioska szykuje się do sianokosów. Rodzice zaręczają ją z Henrym - synem kowala, a zdesperowana dziewczyna planuje ucieczkę z Peterem - przyjacielem z dzieciństwa. Jednak radosną atmosferę zabawy i pracy przerywa śmierć Lucie - starszej siostry Valerie. Wilk powrócił i okazuje się, że ofiary ze zwierząt przestają mu wystarczać. W wiosce zaczyna panować panika i coraz większy strach. Sprowadzony egzorcysta uświadamia mieszkańców, że wilk jest jednym z nich. Na niebie świeci krwisty księżyc i giną kolejni ludzie. Valerie po raz kolejny staje oko w oko z bestią i słyszy od niego groźbę, że jeżeli nie odejdzie z nim, zginą wszyscy, których kocha.
Wraz z rozwojem wydarzeń dowiadujemy się kto jest złym wilkiem i jaką decyzję podejmie główna bohaterka, ale nie znajdziemy tu w pełni baśniowego happy endu.


Poza zgrabnie wplecionymi elementami baśni Dziewczyna w czerwonej pelerynie przedstawia zawiłe ludzkie losy. Pokazuje, że między bielą, a czernią istnieje wiele odcieni szarości i nie wszystko jest takie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.
Postacie są wykreowane w taki sposób, że nie da się ich nie lubić. Zarówno pozytywni i negatywni bohaterowie są wyraziści, ale nie przerysowani.
W efekcie otrzymujemy zgrabnie napisaną książkę, którą czyta się naprawdę dobrze i szybko. Jak to w baśni...


okładka/wyzwanie: Grunt to okładka - zekranizowane

sobota, 4 kwietnia 2015

Mazurek kajmakowy

mazurek krówkowy

Po kilkuletniej dominacji w wykonaniu mazurka makowego postanowiłam coś zmienić i poszukać nowego smaku.


Skończyło się dość klasycznie: kruche ciasto, masa kajmakowa, orzechy itp. Jednak całość podkręcona jest kwaskowatym dżemem porzeczkowym.


Mazurek jeszcze czeka na degustację, ale już wygląda na to, że będzie pysznie.



Składniki:

  • 100 g krupczatki
  • 200 g mąki pszennej
  • 100 g cukru pudru
  • 100 g masła
  • 30 g mąki migrałowej
  • szczypta soli
  • 2 jajka
  • łyżka smalcu
  • słoik dżemu porzeczkowego
  • opakowanie masy kajmakowej
  • 80-100 g orzechów laskowych
  • garść rodzynek
  • cukierki, czekolada... (do dekoracji)

Przygotowanie:

Jajka posolić i roztrzepać.
Krupczatkę, mąkę pszenną i cukier przesiekać z masłem i lekko wyrobić.
Dodać do ciasta jajka, smalec, mąkę migdałową i dobrze wyrobić (w razie konieczności podsypać lekko mąką).
Ciasto zawinąć w folię i wstawić na 45 minut do lodówki. Po tym czasie rozwałkować i przełożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Żeby ciasto nie wybrzuszało się wyłożyć papierem do pieczenia i wysypać około 500 g fasoli jako obciążnik. Piec 15 minut w temperaturze 200 stopni. Wyjąć papier z fasolą, piec ciasto kolejne 15 minut i odstawić do wystudzenia.
Orzechy posiekać. Ciasto posmarować cienką warstwą dżemu, posypać orzechami i rodzynkami. Na wierzch wyłożyć masę kajmakową. Udekorować według uznania.


Smacznego

niedziela, 1 marca 2015

Ugotowani bez kamer

Dobrze czasem wyjść z internetów, poznać innych blogerów i przy okazji zjeść coś dobrego.


Jakiś czas temu Marta z bloga Lodówka Otwarta wyszła z inicjatywą integracji lokalnych blogerów kulinarnych. Według pierwszego założenia całość jest inspirowana popularnym formatem telewizyjnym.
Pomysł swoje odczekał aż w końcu wczoraj w bardzo kameralnym gronie (blogerki sztuk dwie) udało nam się spotkać.


Gospodynią była Marta.
Przywołując zbliżającą się powoli wiosnę motywem przewodnim wieczora był kolor zielony, który zdominował większość potraw.
Mniej oficjalnym motywem była kuchnia azjatycka. Kokos, curry i dobrze skomponowane przyprawy podkreślały charakter każdego dania.


Kolacja zaczęła się od przystawki złożonej z domowego chleba i pasty z ciecierzycy. Do tej pory robiłam podobną pastę z soczewicy więc było to dla mnie ciekawe porównanie smaków.

Następny w kolejce był krem brokułowy. Łagodnie zielony kolor i intensywnie pikantne wnętrze. Moje zimowe zupy krem są pełne imbiru i chili więc takie połączenie mi bardzo odpowiada.

Daniem głównym była sałata ;) z dodatkiem kurczaka curry i kuskusu. Lekkie, wiosenne, energetyczne danie.

Moim hitem wieczoru był deser: domowe lody o smaku matcha z kokosową nutą. Pyszne, kremowe i w ogóle ą ę (poproszę o przepis).


Poza dobrym jedzeniem było dużo rozmów o kuchni, kulinarnych hitach i wtopach, Japonii, Murakamim i kotach.

Ogólnie wieczór bardzo na plus. Tylko szkoda, że w tak małym gronie. Ale mam nadzieję, że to kameralne spotkanie to tylko początek i stopniowo olsztyńscy blogerzy kulinarni będą się coraz bardziej integrować.
Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie i do następnego razu.


I tak na koniec. Co robią blogerzy kulinarni gdy spotkają się przy jednym stole?

Zdjęcia. Licząc na to, że jedzenie nie ostygnie/roztopi się.

sobota, 28 lutego 2015

Kremowe risotto

kufer z nieszpodziankami



Z jednej strony z risotto jest trochę jak z bigosem. Każda gospodyni ma swój jedyny słuszny
i niepowtarzalny przepis.

Z drugiej strony risotto możemy przygotować
z dowolnymi dodatkami, co daje nam prawie nieograniczone możliwości.



Ale bez względu na to z jakiego przepisu korzystamy, trzeba pamiętać o ciągłym mieszaniu oraz dodaniu na koniec masła.



Składniki:

  • 80 g szynki parmeńskiej (opcjonalnie)
  • 3-4 łyżki oliwy
  • 100-150 ml białego wina
  • 4 duże pieczarki
  • 1 cebula
  • 2 łodygi selera naciowego
  • 3 ząbki czosnku
  • 650-700 ml wywaru warzywnego
  • 300 g ryżu (najlepiej specjalnego do risotto)
  • 50 g twardego żółtego sera
  • 80 g sera z niebieską pleśnią
  • 1 łyżka masła
  • natka pietruszki
  • sól, pieprz

Przygotowanie:

Cebulę posiekać w kostkę. Pieczarki i seler naciowy pokroić w drobne kawałki. Czosnek przetrzeć przez praskę.
Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach. Natkę pietruszki posiekać.
Szynkę pokroić w cienkie paski i podsmażyć aż będzie chrupiąca. Zdjąć z patelni i zostawić do dekoracji.
Na patelni rozgrzać oliwę. Dodać warzywa i chwilę smażyć.
Dodać ryż, dobrze wymieszać i smażyć około 5 minut żeby warzywa zmiękły.
Dodać wino i odparować. Cały czas mieszając, dodawać stopniowo bulion, aż ryż zmięknie.
Wsypać większość żółtego sera oraz ser z niebieską pleśnią. Dobrze  wymieszać.
Wyłączyć gaz i dodać masło.

Podawać posypane chipsami z szynki, pietruszką oraz serem.

Smacznego

wtorek, 10 lutego 2015

Tort weselny - Blandine Le Callet

Lubię książki, które pod pozorem banalności czymś mnie zaskakują...


Jak tylko zobaczyłam okładkę z napisem Tort weselny spodziewałam się zwykłego czytadła. Ot, książka na zabicie czasu w zimowy wieczór. Jednak z każdą stroną przekonywałam się, że jest zupełnie inaczej.


Historia skupia się na weselu Berengère i Vincenta, ale wbrew pozorom nie znajdziemy tu cukierkowego opisu uroczystości. Całość poznajemy z punktu widzenia dziewięciu osób. Wśród nich są 8-letnia dziewczynka, młoda kobieta, którą rodzina uznaje za czarną owcę czy ksiądz udzielający ślubu głównym bohaterom.

Niektóre sytuacje pojawiają się w relacjach kilku bohaterów, co nadaje im pełniejszego opisu. Dzięki temu, że znamy sytuację z różnych stron lepiej rozumiemy bohaterów nie możemy ich jednoznacznie oceniać.

W czasie przyjęcia weselnego poznajemy kilka historii rodzinnych oraz dowiadujemy się o licznych przygotowaniach do imprezy.


Autorka nie boi się poruszać trudnych tematów. Opisuje środowisko, w którym rządzą konwenanse. Jedyne co się liczy się to wygląd, pozycja społeczna i pieniądze. Ale pozornie sielankowy obrazek zakłócają: dziecko dotknięte mongolizmem, czy ekscentryczni krewni. Odnawiają się dawno ukrywane urazy i pogłębiają się codzienne spory. Mimo to całość kończy się pewnego rodzaju happy endem, a większość bohaterów w czasie przyjęcia zyskuje.



Książkę czyta się jednym tchem. Z każdym kolejnym rozdziałem chcemy wiedzieć, co będzie dalej, aż nagle znajdujemy się na ostatniej stronie.
Niepozorna książka, a warto poświęcić jej kilka godzin.


okładka

niedziela, 25 stycznia 2015

Billie - Anna Gavalda

Tytułem wstępu.
Współczesna proza francuska. Można powiedzieć, że jest to dla mnie tzw. słowo klucz. Już nie pamiętam dokładnie ile lat temu pojawili się w moim literackim życiu m.in. Guillaume Musso, Marc Levy i Anna Gavalda, ale wiem, że było to bardzo udane spotkanie. Współczesna proza francuska ma w sobie tą nieuchwytną magię, która niezmiennie mnie urzeka i sprawia, że chcę coraz więcej.


Billie. Książka, która zahipnotyzowała mnie praktycznie od momentu premiery. Na początek delikatna i jednocześnie krzykliwa okładka. Potem niecierpliwe oczekiwanie na pojawienie się książki w bibliotece i możliwość zarezerwowania jej do przeczytania. Aż w końcu, tydzień temu Billie trafiła w moje ręce i zauroczyła mnie wszystkim. Zaczynając od dedykacji, a na ostatniej literze kończąc.

outsiderom. Małe słowo o wielkiej wadze, które prawie krzyczy tak. przeczytaj mnie. poznaj moją historię. też jestem warta/warty uwagi...


Ona. Porzucona przez matkę wychowuje się we współczesnych slumsach. Ojciec i macocha są, istnieją jak pozostali ludzie egzystujący na marginesie społeczeństwa.

On. Porządny chłopak z pozornie normalnej rodziny. Artysta, samotnik, gej, który szuka odskoczni w małym domku swojej babci.

Oni. Franck i Billie. Billie i Franck. Dwoje rozbitków, których drogi w pewnym momencie się przecięły. Dwoje rozbitków, którzy w pojedynkę nie daliby rady.



W ciągu bezsennej nocy Billie opowiada historię niezwykłej przyjaźni. Bardzo współcześnie dzieli swoją opowieść na sezony, z których każdy jest diametralnie inny mimo, że opowiada fragment z jednej całości.
Najważniejszy dla bohaterów wydaje się być pierwszy sezon. Podział na pary 'skazujący' bohaterów na wspólne przygotowanie sceny z dramatu Nie igra się z miłością. Długie godziny spędzone na próbach i dyskusjach budują między bohaterami niezwykłą więź, na którą nie mają wpływu żadne przeciwności. Z pozoru może się wydawać, że w pewnym momecie Franck i Billie stali się dla siebie obcymi ludźmi, ale jeżeli jedno znalazło się w kryzysowej sytuacji, to drugie mniej lub bardziej świadomie śpieszy mu na ratunek. Naczynia połączone, które nie są w stanie same egzystować.

Mimo pozornej brutalności Billie jest książką bardzo ciepłą, a nawet rodzinną. W pewien sposób oswaja outsiderów i pokazuje niezwykłą siłę przyjaźni. Przyjaźni, która przywraca chęć do życia i wyciąga z najgorszego życiowego bagna.

Nieco gawędziarski styl sprawia, że całość czyta się bardzo szybko. Nawet za szybko.
I zgadzając się z okładką mogę jedynie powiedzieć, że 'do Anny mam, żal tylko o to, że połknęłam jej książkę w jedną noc'.


źródło okładki http://www.wydawnictwoliterackie.pl/

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Ciasto czekoladowe

Tak właściwie to ta notka miała wyglądać zupełnie inaczej.
Ale dzisiejszy poniedziałkowy ranek nie miał siły się rozkręcić (mimo, że tydzień zapowiada się bardzo intensywnie). I moje delikatne narzekanie na twitterze przerodziło się w sympatyczną czekoladową rozmowę z @e_wedel. Co ciekawe, głównym składnikiem ciasta jest wedlowska gorzka czekolada (taki przypadek, bo wpis nie jest sponsorowany).

Całość inspirowana najpiękniejszą książką kucharską na świecie: What Katie Ate. Jest pysznie i bardzo czekoladowo. Można nawet powiedzieć, że to czekolada w formie ciasta.

I od razu uwaga ciasto jest dość wytrawne, ale wydaje mi się, że gorzką czekoladę można z powodzeniem zastąpić deserową lub mleczną.

Składniki:

  • 3 tabliczki (300 g) dobrej jakości gorzkiej czekolady
  • 6 biszkoptów typu kocie języczki
  • 150 g masła
  • 3/4 (165 g) szklanki cukru pudru
  • 4 jajka
  • 1 1/4 (155 g) szklanki mąki migdałowej
  • 150 g mascarpone
  • 3 łyżki amaretto

Przygotowanie:

Piekarnik rozgrzać do 180 stopni i włączyć termoobieg (200 stopni bez termoobiegu)
Tortownicę i średnicy 22 cm wysmarować masłem i posypać bułką tartą.
Biszkopty drobno pokruszyć. Czekoladę roztopić w kąpieli wodnej i odstawić.
Masło z cukrem rozetrzeć na jednolitą masę. Cały czas ucierając dodawać po jednym jajku (ciasto może nieco przypominać jajecznicę, ale to nie szkodzi).
Dodać pokruszone biszkopty, mąkę, mascarpone, amaretto oraz czekoladę i całość dokładnie wymieszać.
Przełożyć ciasto do tortownicy i piec około 55 minut do tzw. suchego patyczka.

Po upieczeniu i wystudzeniu można posypać ciasto cukrem pudrem i wiórkami czekoladowymi.
Podawać z bitą śmietaną.


Smaczengo

piątek, 2 stycznia 2015

Pizzerki



Najlepsza pizza?

Zdecydowanie domowa, pachnąca ziołami, z samodzielnie skomponowanymi dodatkami.


Pyszna zarówno w wersji maxi, jak i imprezowej wersji mini.
Najlepiej smakuje prosto z pieca, ale na zimno też jest całkiem niezła.


I co najważniejsze bardzo szybka i prosta w przygotowaniu.



Składniki (na 9 pizzerek):
Ciasto:

  • 1,5 szklanki mąki
  • opakowanie suszonych drożdży (7 gram)
  • sól do smaku
  • 1-2 łyżki oliwy
  • 0,5 szklanki ciepłej wody
  • bazylia/oregano
Dodatki:
  • 150-200 g pieczarek
  • kilka łyżek ketchupu
  • 100 g sera
  • 9 plastrów dojrzewającej szynki
  • bułka tarta

Przygotowanie:

Pieczarki posiekać, poddusić na maśle. Po odparowaniu nadmiaru płynu dodać ketchup.
Ser zetrzeć. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
Mąkę wymieszać z drożdżami, solą i bazylią. Dodać oliwę.
Wyrabiać ciasto stopniowo dodając wodę.
Ciasto podzielić na 9 kulek i uformować z nich placuszki.
Każdy z placków oprószyć bułką tartą, nałożyć po łyżce sosu pieczarkowo-pomidorowego, posypać serem. Na wierzchu położyć plaster dojrzewającej szynki.
Piec około 12 minut.


Smacznego