Grudzień.
W końcu.
Cały rok na to czekałam.
Jestem dzieckiem zimy.
(Prawie) od marca czekam na śnieg.
Poza śniegiem i innymi równie przyjemnymi zimowymi rzeczami (gorąca czekolada z piankami, duuużo cynamonu itp.) grudzień to miesiąc Last Christmasów i całej pozostałej reszty.
Rok temu pisałam o mojej nieco nostalgicznej Mikołajkowej playliście, a dziś kolejna odsłona moich grudniowych hitów.
Jak zwykle miłego słuchania :)
Mój absolutny top of the top. What the world needs now w wersji z Listów do M. Druga część filmu cały czas przede mną i póki co umilam sobie czas ścieżką dźwiękową z pierwszej części.
Dziadek do orzechów acapella? Zdecydowanie tak. Obydwie świąteczne płyty Pentatonix są godne uwagi, ale w tym roku najbardziej czaruje mnie Dance of the sugar plum fairy.
Grudzień. Mrozy. Michael Buble i jego Cold december night. Nic dodać, nic ująć.
Niezwykle energetyczne Deck the Rooftop z Glee. Zawsze jak słyszę tą piosenkę pojawia mi się na twarzy wielgachny uśmiech.
Rudolf czerwononosy jest superbohaterem mojego dzieciństwa. I nie umiem sobie wyobrazić wigilijnego poranka bez oglądania jego przygód.
Ja bym drugą zamienił z pierwszą z resztą się zgodzę.
OdpowiedzUsuń