piątek, 29 sierpnia 2014

Tłumaczka snów - Chitra Banerjee Divakaruni

Po przeczytaniu kilku stron wydawało mi się, że trafiłam na kolejne czytadło zabarwione nieco hinduską kulturą.
Po skończeniu czytania okazało się, że Tłumaczka snów jest głębszą lekturą, chociaż można w niej znaleźć trochę niedociągnięć.


Indie często oglądamy przez pryzmat Stanów Zjednoczonych czy
też Wielkiej Brytanii i tak też jest w tym przypadku.

Rakhi urodziła się i wychowywała w Kalifornii. Jej rodzice pochodzą z Indii i mimo, że Rakhi łaknęła jakichkolwiek informacji o kraju przodków, to rodzice wychowywali ją na typowo zachodni sposób. Rakhi jest rozwódką, ma sześcioletnią córkę, maluje i razem z przyjaciółką prowadzi (ich zdaniem) hinduską herbaciarnię. Rakhi ma jedną wyjątkowo denerwującą przypadłość - od czasu rozwodu jest bardzo nieufna i zrzędliwa, co sprawia, że od czasu do czasu ma się ochotę nią potrząsnąć, żeby nie zachowywała się jak rozkapryszona diwa.

Po śmierci matki Rakhi odkrywa pamiętniki matki, które otwierają magiczne drzwi do świata snu i Indii. Odkrywamy tu kolorowy, pełen smaków i zapachów świat, gdzie możemy spotkać tłumaczki snów z ich surowymi zasadami. A za rogiem trafiamy na małą restauracyjkę z lokalnymi przysmakami.

Całość czyta się bardzo dobrze, ale nie pasował mi tam wątek ataków z 11 września. Z jednej strony rozumiem, że miało to duży wpływ na życie "kolorowych" w USA, ale z drugiej strony zabiera on książce tą specyficzną hinduską magię.
Zakończenie jest dość niejednoznaczne i pozostawia możliwość kontynuacji.


Podsumowując Tłumaczka snów jest książką o poszukiwaniu siebie w rozerwaniu pomiędzy dwoma diametralnie różnymi kulturami. I egzotyczność hinduskiej kultury jest bez wątpienia dodatkową zaletą dla zachodniego czytelnika.



wyzwanie czytelnicze: Book-Trotter

źródło okładki: http://www.proszynski.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz